Przypominam, że jest to blog charytatywny, dedykowany dzielnej i pięknej Paulinie Pruskiej walczącej z nowotworem.


piątek, 31 lipca 2009

Mezozoik.

Kogut o biednym głosie zapiał o 4:21. Chwilę później poszedłem spać. O 7:09 musiałem się zerwać do kibla, bo jogurty zdrowe mają wielką moc odpalania rakiet. O 7:25 farmer po drugiej stronie drogi odpalił młotek, szlifierkę i radio na cały regulator. Program I PR, klasyka. A jednak dałem radę upaść ponownie i teraz o 10:32 gdy piszę te słowa i woda mi napełnia wannę, mam złudzenie że jestem wyspany.

Dlaczego?

Bo w komórce znalazłem memesa od Pauliny z pięknym porannym zdjątkiem.

"Dobra. Mistrz bedzie pierwszy, ktory spojrzy na moja rozpuste wsrod przyrody :) sciskam mocno" I potem jeszcze "Boze, jaka jestem szczesliwa, ze tu przyjechalam :)"
No to pażałujsta.
Tak wygląda prawidłowe (zdaje się) ładowanie baterii.
Zdaje się, bo jako rodowodowy troglodyta nie zaznałem od lat.

Teraz udaję się na ważne rozmowy o teatrze. Ważne jak dla mnie oczywiście, bo działam w mikroświecie. Wam na dziś dedykuję jeden z najgenialniejszych kawałków muzycznych w historii: "Money" z filmu "Kabaret" w wykonaniu Lizy Minelli i Joela Greya. To aluzja rzeczjasna :)


Z.

Ups. Wyjaśniam skąd tytuł "mezozoik". Ano wyjazd Pauli gdzieś nad wodę uzmysłowił mi, że homo sapiens nie powstał w okolicy asfaltu i spalin. Ciekawe jak wyglądała Warszawa gdy panował mezozoik.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

Mózg na ścianie.

Wczoraj (przedwczoraj) poszedłem spać o 5:30 rano. Taki teraz obyczaj. O 8 już nie spałem i czytałem zaskakująco ciekawy magazyn MaleMAN. O 10 przegląd samochodu, bo ostatni dzień ważności dowodu. (Po co ma pan kupować nowy, skoro tym pan dmucha 165?). I natychmiast skok do banku, na drugi koniec Polski. Dawid kolekcjonuje papiery na studia w LA. Potem w Śródmieściu (kolejny skok na inny koniec Polski) fotki do dokumentów, śniadanie w KFC (trzeci koniec) i zjazd do domu. I nagle zgon.

Spałem do 18. Jak się ma tak zorganizowany dzień, to można spokojnie spakować manatki. Nigdzie się nie dotrze z rozumem, nic się nie zrobi. Pisze się idiotycznie, jak ja teraz (i tak się pisze nie za mądrze), ale mimo wszystko nocą się pisze najlepiej. Nic nie działa. Miasto, wieś, komórka - wszystko jest out. Nocne pisanie (nie, nie bloga, blog to cymes) do rana, to jest teraz moje zajęcie.

Jak będzie widno ok 4 jebnięty kogut z lekko poderżniętym gardłem zaskreczuje groteskowo, czym jednak obudzi kilka wiejskich psów. Wtedy się zakotłuje i nastąpi początek końca ciszy. Dla mnie to będzie znak, że pora na sen.

Gdyby nie empatia kogut już by nie żył. (Poprzedni nie żyje, ale to nie moja robota.)

I tak od kilku tygodni. Aż mi przejdzie ochota na takie życie. Wtedy stanę się człowiekiem dziennym pitolącym na gitarze.

* * *

Gdy nie mogę zasnąć biorę jakąś tabletkę doktora Murray'a i dostaję umysłowego młynka. Świruję, piszę idiotyczne wiersze (Widziałem cię wczoraj w oknie jak biłeś konia okropnie) i inne rzeczy, które zostaną opublikowane po mojej śmierci. Z pozoru abstrakcyjne, choć według mnie właśnie normalne zupełnie. Przed samym upadkiem na materac pogmeram w necie, oooo, w tym jestem specjalistą - www.garageband.com polecam ludziom muzyki - albo czytam, albo siedzę i bawię się kompkowymi programami. Nic mi po nich, ale to jest moje lego wtedy. Tak jak teraz.

Mam nadzieję, że Tomek się nie wkurwi. Prawda jest taka: oni grają w filmach w takim właśnie stanie, technicy potem podkręcają prędkość, żeby nie było widać, że są pijani wszyscy.

* * *

Dostałem maile w sprawie filmiku Kazia do Palikota. Skrajne. Od podziwu i kolan, po kwaśne uwagi. Czyli znakomicie. Dałbym wiele, żeby Kazio wygrał z Nergalem i Dodą razem zliczonymi, wtedy Pau zarobi nie tylko na swoją, ale na kilka operacji innych ludzi. Pudlem ich weźmiemy, hehe.
Bo mam nadzieję, że na oglądaniu i cmokaniu się nie kończy.
Nie wypada.

* * *

Gdy piłem - w moim domu walało się mnóstwo butelek wszelkich kształtów i smaków, od browaru po najlepszą whisky. To był brzęczący dom. Wszystkie wyssane do sucha, dźwięczne jak sytnezator Fairlighta. No to teraz zobaczcie jak wygląda rocker, który zszedł na psy.


Teraz wiecie, dlaczego mi się grać nie chce.

Przynajmniej koszulą w której siedzę, a jak gorąco, to ją zdejmuję, trzymam resztki fasonu. Choć nawet i to pewnie nie. Zdrada ideałów, straszna rzecz. Paliłem 40 carmenów dziennie, miałem talerz od zupy zamiast popielniczki, piłem na śniadanie szampana, potem jechałem taksówką do Hotelu Europejskiego żeby zjeśc obiad i - zwłaszcza - wypić pierwszą whisky. Fantastyczne życie. A teraz jogurty, cola bez cukru, obrzydliwe.

Dlatego skamlę na blogu, czaicie.
Pau to tylko pretekst.

* * *

O 1 w nocy, czyli przed chwilą, wymieniliśmy esy z Mariuszem Kałamagą, najbardziej odjazdowym komikiem ostatnich lat. Maryjusz transportuje filmik tak wielki, że net spuchł i nie chciał go przepuścić. Nie mogę się doczekać. Mógłbym wstawić inny, bo mam różne, ale muszą być jakieś emocje, jakiś hook. Nie może to być zwykła tania kolekcja fajnych ludzi, jak leci. Muszę Was powkurwiać nieco samym czekaniem.

Bo, jak widzicie, to jest blog prekursorski w jakimś sensie. Genialny. Prosty jak Kolej Transsyberyjska. Dostarczający światło pod latarnię. Tworzący wartość z niczego.

* * *

Ostatnie słowo, bo widzę, że bredzę.
Ten MaleMAN ma znakomity dział tzw. kulturalny. Wywiady, z którymi nie trzeba się zgadzać, ale są podstawą, by użyć własnego mózgu. Jest tam genielny esej o Jasiu Kapuście, grafiku z innej planety, który mi w 1981 projektował okładkę do pierwszej płyty Perfectu, kiedy jeszcze miała się nazywać "Mr Polakoff". Niestety cenzura ją zmiotła, i wyszedł tzw biały album z zielonym napisem tylko. Albo wywiad z Borucem, pierwszy jaki z nim przeczytałem w życiu. Ale tu, niżej zobaczycie rzeźby (płasko) Wojciecha Zasadniego. Zasadni rzeźbi (płasko) okładki czasopism. Aktualnych, prawdziwych, jeden do jednego. Jest w tym wszystko, co lubię. Zwłaszcza przewrotność. Dlatego rzucam Wam go na pożarcie. Zeżrecie, jak ja będę spał, zapewne.
Branoc.
(Kaska, kaska, kaska!)

Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

czwartek, 30 lipca 2009

Czuwam, czuwam, ale mam strasznie rozwalony dzień dzisiaj.

Na pewno coś później napiszę, może coś wstawię, ale chwilowo nie mam czasu, uwierzcie mi.

Nie zwalnia Was to od młócenia tematu. Od opowiadania czegokolwiek, chociażby że Hołdys zwariował, prowadzi na stare lata bloga, że widocznie kariera mu stęka, kaski brakuje i tym podobne. Voila. Albo też - jeśli macie serducho i kumatox niepudlowy - opowiadajcie, że blozio stara się pomóc dziewczynie wspaniałej z Żoliborza. Mówcie co kto chce i gdzie kto chce, przy piwie, na blipie, twitterze, majspejsie i księdzu przy spowiedzi, byleby przybywało na koncie Pauliny dolarów, które uratują jej życie.

Paulina 12 sierpnia poleci do Bostonu, 19 sierpnia przejdzie operację, 20 sierpnia będzie już po wszystkim. Zacznie się rekonwalescencja i budowanie nowego życia. Nie może być tak, że ona się obudzi z narkozy i pomyśli: "O Jezu, jeszcze 60 tysięcy dolarów..."

Nie, nie może być tak.

Hałasujcie, plis. Jak najgłośniej i jak najrozleglej.

Z.

Na zdjątku sprzed kilku dni widzicie Pau z kwiatem mięty, który dostała na urodziny.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

środa, 29 lipca 2009

TAJNA FOTKA MONIKI OLEJNIK !!!


Małe, zwykłe zdjęcie. Nic wielkiego. A jednak bezcenne.
Monika nie daje się mediom fotografować prywatnie, nie robi tzw. ustawek z paparazzimi. Żyje w nieco innym świecie. Nikt nigdy nie wie dokąd i kiedy wyjeżdża na wakacje. Nie można wyczuć kiedy wpadnie do jakiejś kawiarni. Zero skandali. Zero wywlekania czegokolwiek. Na swoją pozycję zawodową pracuje ciężko, przez wiele lat po wiele godzin dziennie. To wszystko jest wielkim dodatkiem do wielkiego talentu.


A tu nagle komórka "piiip-piiip" i ląduje prywatna fota Moni z Korsyki. Żaden kolo z teleobiektywem, nic z tych rzeczy. Sama ją osobiście wysłała dla Pauli! Z przeznaczeniem dla mojego kundlowatego bloszka, pełnego podglądów, podsłuchów i podwęchów. Jeaz!

MO pisze smsy własnym językiem. Nikt nie pisze esów tak, jak ona, a dostaję ich od różnych ludków sporo, uwierzcie mi. Ten styl Moniki to będzie jakiś nowy oficjalny język za ileś lat. Lepszy niż esperanto.

Pierwszy es brzmiał "wysl mms pa cau mo". Drugi był wyjątkowo obszerny "pozdrowienia z Korsyki mo".(Mówię Wam, praca w brukowcu to jest idealna robota dla lesera takiego jak ja. Zarobiłbym kupę kasy nie ruszając się z domu. Ale pamiętajcie, że ten blozio istnieje tylko w jednym celu. Każdy wie w jakim, nie będę się powtarzał.)

* * *

Włączam wehikuł czasu na mument. Pamiętam MO z dawnytch lat, w pięknych kolorowych wełnianych getrach do półuda, w poprzeczne żółto-czerwono-czarne pasy. Do tego mini. Oczy stawały dęba. Spotykaliśmy się na tych samych prywatkach, wyjeżdżaliśmy wspólnie na spotkania z mieszkańcami małych miasteczek - my jako wielkie niby gwiazdy, a oni ciekawi kim jesteśmy.

Wiele lat temu Monice jako jedynej dziennikarce (wtedy jeszcze Trójki) opowiedziałem do mikrofonu o swoim dzieciństwie i swoim o ojcu. Dziwny moment, na ławce w Łazienkach. Wszystkich goniłem, a tu proszę bardzo. "Ojciec mnie raz w życiu posadził na kolanach i pokazał pismo Przekrój" i tym podobne. Innym razem w studio rozmowa o byciu sławnym, jak to jest, doktor socjologii mówi o Presleyu, i wtedy nieoczekiwanie ja mówię o własnym alkoholiźmie. Nikt wówczas takich rzeczy nie ujawniał.

Why? Bo to kwestia sympatii i zaufania. Można wszystko powiedzieć i całkiem odkryć się przed każdym, nawet dziennikarzem, jeśli się wie, że ten człowiek jest w sercu życzliwym człowiekiem. Że priorytetem jestem ja, nie kasa. Że nie poluje, a sprzyja.

* * *

Ostatnia część laurki: trzy lata temu MO była jednym z pierwszych gości w historii Akademii Sztuk Przepięknych na Przystanku Woodstock. Nikt nie wiedział, jak będzie. Nikt nie miał zielonego pojęcia, czy ktokolwiek zechce przyjść na wzgórze do Wielkiej Jurty. Z Warszawki to prawie 600 kilosów, więc zapytała ze strachem jak dojedzie. No to załatwiłem jej malutki samolocik za friko z Aeroklubu. Bała się tego lotu jak cholera, bo parkotka wyglądała jak zabawka, ale słowo było słowo, wsiadła, doleciała i przez trawnik w szpilach wparowała na scenę. Z marszu odbyła brawurowe spotkanie z paroma tysiącami ludzi. Owacja na stojąco. To był moment, który zdecydował o powodzeniu ASP. Wiedziałem już, że to będzie lawina i coś wielkiego się zaczęło. Jedźcie w tym roku koniecznie!

I taki wtręcik. W pewnej chwili na ASP zapytałem przy tych tysiącach: "Moni, czy politycy kłamią?" a ona odpowiedziała patrząc mi w oczy "Wszyscy ludzie kłamią".

:)


To wszystko. Póki co.

Cała ta historia ilustrowana jest tu zamieszczona po to, by namówić Was do zasilenia źródełka życia dla Pauliny. Ja prowadzę Brukowca, wy opłacacie krople krwi dla Pau.
Pamiętajcie: Pau ma oper 19 sier ale zbier kas do opor.

Mo, dzięki piękne i uściski dla T.! :)

_____________________________________________________________

U W A G A!!! - U W A G A!!! - U W A G A!!! - U W A G A!!! - U W A!!!
MINISTERSTWO ROCK'N'ROLLA
Zmiana nastroju.
Z plotkarskiego na oficjalny.
Odwiedzimy Ministerstwo Rock And Rolla.
Jeśli sądzicie, że nie ma czegoś takiego - błąd.
Jazda oczami w to wideo:


Ministerstwo Rock'n'Rolla to miejsce, w którym ja zaopatruję się w sprzęt, m.in. we wszystkie instrumenty świata. Oni jako jedyni spełniają wszystkie moje zachcianki. Malutki pokoiczek, kontakty z całym globusem, wiedza kolosalna i życzliwość. Magiczni ludzie.

Teraz uwaga: ministrowie mi właśnie zacynkowali, że czekają niecierpliwie na otwarcie aukcji na Allegro, wtedy natychmiast wstawią unikalne pałeczki perkusyjne sygnowane nazwiskiem Larsa Ulricha z Metalliki! Jałć! (Moja żona pyta, czy da się nimi zjeść chińczyka. Żart. Ona wie jak jest, prowadzila moj sklep z instrumentami przez 10 lat! :)

Tak oto kręci się nasza karuzelka brukowa z wyjątkowo szlachetnego bruku.

Teraz Wasza kolej, moi drodzy. Hałasujcie gdzie się da o Paulince, o jej blogu i o tym blożeńku marnym. Ja załatwiam tu zawartość - wy pomożcie zebrać kaskę :)

poz ho

Deser."Proces sudańskiej dziennikarki sądzonej za noszenie spodni został odroczony - informuje serwis BBC. Sudańskie prawo za noszenie spodni przez kobiety przewiduje karę 40 batów. Sama oskarżona, twierdzi, że nie załamała praw Szariatu, lecz padła ofiarą nadużywania jednego z zapisów sudańskiego kodeksu karnego, który mówi o zakazie noszenia nieprzyzwoitej odzieży."

Kurwa, mamy 2009 rok nowej ery. Gdybym się nie bał o los tej kobiety, napisałbym petycję do łaskawego władcy sudańskiego, aby zarządził dla siebie samego karę czterdziestu minut łaskotek w tym czasie.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

6 papierków.



To groteskowe, że tyle jest teraz warte życie.
6 zielonych papierków.
No to jestem panem świata.





Mam 6 ryz papieru obok biurka.







Zbieramy dalej.


Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

wtorek, 28 lipca 2009

To przemówienie sprawi Wam radość.
Ryszard Kalisz zareagował zawodowo. Byskawicznie, przez asystenta, dostarczył gotowy do emisji film. Zrealizowany w korytarzu sejmowym (gdyby nagrywać tam płytę, to jest niezły ambience) jest przemówieniem otuchy. Mocnym i ciepłym. Jest chwila patosu, jest żart i jest wzruszenie. Czasem głos ministra brzmi groźnie, jakby kogoś chciał [tu wprowadzam autocenzurę i wstawiam w miejsce wiszącego przez kilkanaście godzin słowa na "p" nowe...] zwyobracać, czasem jest jak głos ciepłego duszka czytającego bajkę.
Pełna gama doznań.
Oto wystąpienie Ryszarda Kalisza w sprawie raka, który bez pozwolenia wdarł się w życie Pauli.




Jak wiecie na tym bloszku wszyscy są sobie równi. Nie ma tu partii, wyznań, wzrostu, wagi (no waga jest). Budda tu nawija z Mahometem, abstynent z pijakiem, zdrowy z chorym. Kazik i Kalisz, pies Tatiany i ja, Piasek i chłodnik Sekielskiego - wszyscy jesteśmy tu 1 do 1. Bo skurwysynek, który nam podskoczył (nosi nazwę Sarcoma, jakby był z metalowej kapeli), domaga się ciosów ze wszystkich stron, od wszystkich kapłanów, we wszystkich językach i różnych rodzajach obuwia.

Na blogu rockera jeszcze nigdy żaden polityk nie przemawiał.
Do tego potrzeba ludzkiego głosu.
Choćby za to należą się tu oklaski dla Ryszarda Kalisza a od czytelników blosia zrzutka poważna, jak waga Kalisza z moją i Sekielskiego (razem wzięte). Postarajcie się!
Ryszardzie, dzięki wielkie za filmik i wsparcie. Mam nadzieję, że starym obyczajem z czasów króla Salomona sypnąłeś nieco złota (czyli tyle ile sam ważysz :)

Ok. Za kilkanaście dni Paula leci do Bostonu częściowo na krechę. Musimy dalej ciułać, żeby nie wracała po operacji ze zgryzotą, że wisi komuś 50 tysi dolarów.
Musimy jakoś to załatwić.
Oke?

Wasz Z.

PS

Ludzie, którzy wylicytowali struny Pata Metheny na Allegro za 160 złotych spodziewali się ostrzejszej walki. Teraz uznali, że 160 zł za trzy używane struny to jest stanowczo za mało i dorzucają z własnej woli sporą sumkę dla Pauliny. Jesteście wielcy, Panowie!
W tej sytuacji ja dorzucam jeszcze jednego Kazika Nindżię, a jutro - UWAGA! - prawdziwe Ministerstwo Rock'n'rolla oraz... Monika Olejnik!


Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

Dziś jest blog waleczny i niezwyciężony

To u góry to anons i recenzja cudnego filmu Maćka Kozłowskiego dla Pauliny. Film jest niżej, oglądać go można bez końca, ale najpierw ważne komunikaty.

PAULA MA TERMIN OPERACJI W BOSTONIE!
Jest to szczęśliwy dzień 19 szczęśliwego 8 miesiąca sierpnia co oznacza, że zostały szczęsliwe 23 dni do zabiegu. Będziemy je odliczać, jak żołnieże z tajwańskim centymetrem w ręku (podobno centymetry tajwańskie pokazują najdokładniej centymetry).


Że zabieg się uda - wiadomo, nawet mi się nie chce myśleć. Zawsze mógłbym zrobić zrzutę na Czeczeńców, coby polecieli za ocean i zrobili porządek, jakby coś poszło nie tak. Ale szkoda mi czasu i kasy. Zamrożę skrzynkę szampana w to miejsce i poczekam. I nagram przed wyjazdem hiphopowy kawałek dla Pauli, bo mi chodzi po głowie. Wezmę paru twardzieli, poszczekają ze mną, plumknę w fortepian. Coś się musi dziać, bo to jest karnawał, przecież, nie?

Dobra. Zobaczy się.
Turla się w głowie pięknie. I ten fortepian plumka.

Patefon stop. Zmiana tematu.

TERAZ FILM MAĆKA.
Maciek Kozłowski nadesłał film wczoraj, jakby wyczuł, że sytuacja się zmieni i teraz (obok rabunku, który tu bezustannie uprawiam) potrzebna jest Paulinie otucha. Maciek to wyniuchał. On zna wszystkie fazy tego dramatu. Obejrzyjcie sobie ten filmik a ja wam później coś opowiem.



Trzy lata temu Maciek umierał.

Spotkałem go na premierze filmu Bogusia Lindy "Okna szeroko otwarte" (rak tam gra jedną z ról, skurwiel). Ledwo stał na nogach. Żółty jak ementaler. Opowiadał o chemii, którą właśnie przeszedł i która była koszmarem. Zapowiadał, że nigdy więcej się temu nie podda. Dwa słowa i ciężki oddech, dwa słowa i pięć sekund przerwy. Twarz wtedy mroczniejsza niż ementaler, jak pasztetowa. Nawet wtulona Agnieszka była przerażona. Słuchałem i patrzyłem. Wzrok zwyciężał. Głównie patrzyłem.

Potem, jakieś półtora roku temu, spotkaliśmy się w restauracji "Champions", nie jadł, bo już nic jeść nie mógł, jedynie opowiadał. O teatrze, filmie, patentach. Pił wyłącznie wodę bez gazu. Pomagał "Niewinnym Chłopcom" ogarnąć spektakl "Prawo McGoverna". Przez pół godziny był w znakomitej formie, nawijał kpiarsko i barwnie, a potem nagle zgasł. Odfrunął z sił. Wyglądał niby lepiej niż wtedy w Silver Screenie, ale nadal był to bibułkowy człowiek z nawoskowanego papieru. Patrzyłem na niego i czułem przerażenie. Trzaby było być idiotą, by nie obawiać się najgorszego.

Tak zabija żółtaczka typu C, wirusowe zapalenie wątroby. Złapane nie wiadomo gdzie, jakiś zastrzyk brudną igłą w szpitalu, cholera wie.

Dla pudli to była wtedy atrakcja, bo aktor choruje, źle wygląda, ojojo, da bóg, że jeszcze śmiertelnie, ulllala. Jest co robić. Więc burczeli nie wiedzieć po co, między opisywanymi na pierwszych stronach zdradami a sekowaniem na trzecich czyjejś urody. A dla nas to był przygnębos i czekanie na każdy kolejny sms. I gdy nadchodził - ulga.
Proste ruchy.
Tak to wygląda od tyłu, szmaciarze.

Potem Maciek zagrał w tasiemcu "39 i pół" iśmy czasem zerkali, czy w ostrej roli daje radę. I wreszcie kilka tygodni temu premiera "Generała Nila". Nie byłem, ale znajomi mówili, że tak przypierdolił, iż właściwie zamiótł ekran. "Życiowa rola Macieja Kozłowskiego" napisali mądrale w recenzjach, co im się zdarza również raz w życiu.

Pojechał. Wygrał.
Bierze jakieś niewidoczne ćwierć maleńkiej tabletki.

Tak to się kończy, gdy ktoś ma siłę woli.

Teraz Maciek to dynamit, pyta o scenariusze, chce dymić, fajerwerkuje bez przerwy.
Komentarz do polskiej telewizji: bezguścia kreują beztalencia. (Powinien dostać lakonicznego Nobla za to). Komentarz o pudlach: Kłamstwo jest zawsze kłamstwem i nigdy niczym innym nie będzie. Kiedy szmatławiec pokazuje zdjęcie jakiegoś domu i pisze, że to jest zdjęcie domu Kożuchowskiej, a ta otwiera oczy, bo to nie jest jej dom, w ogóle go na oczy nie widziała i w ogóle nie ma domu, a potem w "Maglu towarzyskim" Karolina wymachuje tą gazetą po ekranie i punktuje Kożuchowską, że to jest jej najbeznadziejniejszy z tanich lansów, to kto jest gorszy: szmatławiec czy magiel?
Yes sir.
Kłamstwo jest kłamstwem.
Yes sir.
Nie jest niekompetencją.
To plaga.

Yes sir.

Komentarz do teatru: potrzeba mocnego dramatu. Ludzie muszą poskręcać kiszki. Trzeba ich rozśmieszyć, zwieść a potem powalić na ziemię. Muszą długo dochodzić do siebie. W przeciwnym razie niech oglądają telewizję jak leci. Tam, jest płasko i równo.

Tak mówi człowiek, który przeżył, Paulino.
Dziś z tymi pięknymi (nigdy nie ciągnącymi góralskich wozów jebanych) końmi Wenecją i Gobi, psami Morusem, Pikerem, Miętą i Fedrą, i tymi kobietami cierpliwymi przez lata Agnieszką i Zosią (chyba trzymała komórkę) - wygrał.
Patrz na niego. Wygrał.
Słuchaj jak mówi. Wygrał.
Popatrz w kinie jak gra. Wygrał!
Posłuchaj jak się bawi. Wygrał.
Mogę tę litanię walić w każdym kościele dowolnej religii czy indiańskim tipi, bo to pochwała człowieka walecznego.


AMEN.

Za trzy miesiące z hakiem najedziemy cię wszyscy, Miss Pau, hehe, Maciek, Mateusz, Piasek, Jaca, Tatiana, Meller, wszyscy, nawet ja się zjawię cieńszy o dychę, i wiesz, taniec i tym podobne. Nie ma inaczej. Ale do tego czasu, do 19 sierpnia tutaj orka jak dotychczas. Nic się nie zmienia. Praca i wsparcie. Kasy nadal brakuje, szpital zgodził się na raty, wywołujemy więc ducha brakujących 60 tysięcy dolarów, niech się zjawi i zgubi worek z pieniędzmi na tym blogu.

Wszystkie konta podane.

Na koniec krótkie resume co do przyszłości:
Ruszą za chwilę Aukcje na Allegro i płatności Paypal. Na allegro unikalne obrazy, płyty (od Kazika rarytas), moja przepustka do sejmu z dnia, kiedy dla Pauliny zagrała orkiestra, kolejne zippo ze slawnymi podpisami, a i wy będziecie mogli coś wstawiać. Aukcja będzie oficjalna, charytatywna, więc będzie bez podatku, wszystko od razu na Fundację Świętego Mikołaja. Takie buty. (Kupilem se nowe buty by the way).
Drugie resume:
Szukam ludzi, którzy pomogą w imprezach. Jest do zoprganizowania akcja z Fotoplastikonem. Jest jam session w Mono Barze. Piszcie w komentach, co kto może zrobić. Zostawiajcie namiary. To porządny bloś. Do mnie mail jest guru@holdys.pl. Paula jest już out, może jedynie wpaść jako księżniczka pomachać nam ręką, nic więcej. Ma się pucować, picować, malować, stroić i pakować walizki. I łapać energię. Więc wzywam wolontariuszy, bo sam nie daję rady.

Tyle pisma świętego na dziś.

Jutro kolejne atrakcje.

Z.

Z okazji terminu idę dać parę kolejnych grosików na konto Pauli. Dorzucam je Fundacji Świętego Mikołaja. W indiańskiej intencji "Roslina potrzebna jest na ziemi" (Navajo). Jak macie wolne 5 złotych, to je wydłubcie z nosa i wrzućcie do worka. Przyda się. Teraz się przyda na pewno.

Dobra, jutro Ryszard Kalisz. Co wy na to?
Hehe.
:))

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

poniedziałek, 27 lipca 2009

ANITA WERNER DO PAULI,
KAZIK STASZEWSKI DO PALIKOTA!!!

Takie newsy to ja mogę oglądać codziennie, po 24 na dobę, bo mnie się chce żyć, kiedy nie ma złych newsów w ogóle. A ten polubiłem szczególnie. Oto wasza dzisiejsza telewizja:

Ach ciach ciach! :) To było trzy dni temu, dyskusja w studio o ustawie antynarkotykowej, zgrabny intelektualnie minister mi wyjaśniał podstawową moją wątpliwość, bym ten kroczek ku legalizacji (kiedyś musi nastąpić) poparł. Ale tego dnia ważniejsze było dla mnie to przed programem: zapowiedziałem wówczas, że będę miał prośbę do pani Anity Werner, kobiety smukłej i pięknej, o głosie tak zmysłowym, że mogłaby grać zamiast Sharon Stone w większości jej filmów. I po programie się stało. Narkotyki straciły na znaczeniu. Natychmiast. One se jakoś dadzą radę.


Włączono wygaszone już światła i Anita Werner, jak już mówiłem kobieta wyjątkowa i tak dalej (mogę tak jechać w kółko jak loop) zasiadła za stołem spikerskim, by powiedzieć do mojej komóry to, co chciała powiedzieć Paulinie. Takie niusy to my love.

Ale rzecz ma jeszcze jedno wielgachne, drugie dno. Anita widziała nowotwór u siebie w domu, całkiem niedawno. Więc kiedy wyraża podziw i demonstruje zaciśnięte kciuki Pauli, to wie co robi. Pani Anito, wielkie dzięki! :)

No i ta uroda...

(oczko)

* * *
I właściwie po tak potężnym doniesieniu medialnym powieniem zamknąć interes, ale w ostatniej sekundzie nadeszła jeszcze jedna depesza. Ma taki kaliber, że wymiękły mi pośladki i natychmiast ją wstawiam. Uwaga, skonacie ze śmiechu! :)

Kaziu, jesteś boss! :)

Tyle wiadomości na dziś.

Teraz pozostaje Wam powiadomić znajmoków o tym blogu i nakłonić ich, by kapnęli co łaska na leczenie Pauli. Tylko tyle.

Z.

Wiecie co? Mark Cuban, właściciel drużyny koszykarskiej Dallas Mavericks i miliarder internetowy ma pewną zasadę: ilekroć dostanie karę za aroganckie zachowanie na boisku NBA, tylekroć drugie tyle wpłaca na cel dobroczynny. Sam sobie robi kuku. Parę tygodni temu dostał pół bańki papieru za burdę na parkiecie - następnego dnia drugie pół osobiście wpłacił na pomoc innym ludziom.

Taka tam dykteryjka.


Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

niedziela, 26 lipca 2009

NIEDZIELA.

Na Polską szaleją duszne burze, a potem słońce pali i w złych ludzi znowu walą pioruny. Niemniej zarządzam niedzielę Wszędzie. Na polskiej wsi, przez terytoria warszawskiego Żolka, aż po Kalifornię.

Pisałem wczoraj, że jadąc do miasta spotkałem dwa konie zakumplowane. Oto one.

Taki widok mnie pięknie nastraja, kiedy jadę w miasto na awantury. Jestem spokojny jak Budda. Czasem tylko łyk prozacu, ale niewielki.

Koni w tej stadnince jest więcej, myślę, że około 10-ciu. W zeszłym roku grasowały świeże źrebaki, które dostały ode mnie ksywę Mini Morrisy. Zawsze tu zwalniam i przyglądam się tym koniom. W największym nawet wkurwieniu dają źdźbło melancholii. Kiedyś nawet z nimi rozmawiałem, serio. Pamiętajcie, każdy koń jest Mister Ed (sprawdzić w wikipedii, film "Koń który mówi"). Patent polega na tym, żeby konia nie zmuszać do nawijki ludzkiej, lecz samemu szawrgotać biegle po końsku.

W życiu tylko raz jechałem na koniu i było mi go strasznie żal.

* * *

W Los Angeles nie ma burz, ale ziemia drży codziennie. Niekiedy ludzie spierdalają ze sklepów w adidasach i szpilkach, czasem kładą się na chodnikach albo wskakują pod biurka. Codzienność. Żadnego w związku z tym strachu. Jakby u nas spotkać nażelowanego człowieka rasy Radio Zet. Ale słońce ich trzyma przy życiu najbardziej.

Gdyby nie słońce - nie byłoby przemysłu filmowego. Poza mrocznymi filmami Kazimierza Kutza ze Śląska. Hollywood by zdechł w cieniu i szarudze. Pewnie takie miasteczko powstałoby w Arizonie (ciut gorąco) albo na Sycylii (ciut z glutem ze strachu). W LA dzięki bogowi słońca Ra można kręcić cały rok. Na miejscu jest wszystko od gór, przez pustynie, sekwoje i buńczucznie warczące miasto, po ocean, rekiny i pełen wachlarz biało-, żółto, czerwono- i czarnoskórych ludzi.

Iza, dziewczyna Dawida, aktorka i producentka filmowa, jest świeżo po swoim debiucie w tamtejszym teatrze. Poważny wyczyn, bo przebywa tam skubana zaledwie od kilku miesięcy. Ponoć duże oklaski, więc ode mnie też! :). Uczy się w szkole Lee Strasberga, o której gderała od kiedy ją znam, czyli już ze 3 lata. Teraz jest równieśniczką naszej P., pisze mi w esie, że po przeczytaniu strony Pasuli się załamała, bo życie jej wyszło dziwne na linii życia, ale na szczęście teraz dostaje ostry wycisk. To nie jest szkoła dla załogi z "M jak miłość".

Pewnego typowego dnia Iza i Dawid poszli z fotomaupką pod słynny Chiński Teatr Graumana, gdzie można wpaść do dołka w betonie (to zawsze mogą być ślady stóp Shaqa O'Neala, kiedy grał w Lakers) - i tam w sanktuarium archeologii hollywodzkiej specjalnie dla Pauliny nakręcili filmik. Z największymi gwiazdami w historii kina w rolach głównych. Oto on. O spełnianiu marzeń.

Dziś niedziela, dzień spokoju. Żadnych esemesów, maili, afer, interesów. Cisza.
Siedzę na poddaszu, oglądam film "It Might Get Loud". Na ekranie Jack White (White Stripes), The Egde (U2) i Jimmy Page (Led Zeppelin) opowiadają o życiu, swoich gitarach, o muzyce, gitarze jako filozofii, jak do czego dochodzili, skąd się wzięli. Grają sobie, mówią różne prawdy mi bliskie, White pięcioma uderzeniami młotka konstruuje prowizoryczny instrument z deski i butelki po coca coli... Cudny film. Wielki w nim szacunek dla muzyki, dla ludzi którzy ją tworzą. W Polsce zjawisko nieobecne. Tu muzycy zostali obsikani, sprowadzeni do parteru (ci co się dali), grają jak na weselach rzeczy od nich wymagane. Lada moment nasi artyści będą na kolejnym festiwalu, wszyscy ubrani w jednakowo błyszczące garnitury z identycznej tkaniny. Trand ich karmi i dławi.

Wszystkich pierdolonych matołów od krytyki posadziłbym na tym seansie w kinie jak na obowiązkowych rekolekcjach, żeby przynajmniej śladowo skojarzyli o co tej muzyce drepcze. Czym się kierujemy. Co nas nurtuje. Że to nie jest złocony baton, który nam z tyłu wypada bez powodu. Tu-tu-tu....

* * *
I nagle esemes.
Zerkam.
Gusia przysyła mi z ogrodu takie coś.To jej nowa pasja.
Codziennie fotografuje komórą coś nowego. Za kilka dni okażę wam wędrówkę ślimaka, niezwykła zupełnie, facet z zawijasem wspina się na chiński mur krawężnika. Nabrałem dla niego szacunku.
Dla Gusi mam szacun coraz większy, od 22 lat, każdego dnia. Love, big love.

Kończę letargowe pisanie dzisiejszej dawki blożkowej.
Ups kolejny esemes.

Text: Trwalo to chwile zanim ochlonelam po tym jak zobaczylam ten ogrom piekna i cudownosci;to,co sle to zaledwie namiastka-teraz juz wiem,ze podobne miejsca istnieja naprawde! Wielkie pozdrowienia z Portugalii:-D
I fotka ta po prawej.
Taka niedziela to proszę uprzejmie :) To Monika, moja kapeluszniczka. Baluje na wakacjach.

Ups...
Jeszcze jeden es.
przesle zdjecie mms.
cau
mo


Dobranoc.

I jeszcze jeden es...

Z.

Pamiętajcie, że ten blog jest dla Pauliny, by jej pomóc.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

sobota, 25 lipca 2009

CZY KTOŚ WIDZIAŁ T.KAROLAKA BEZ SZCZELINY MIĘDZY ZĘBAMI?!HA! MY! A konkretnie Paulina - bo dla niej cały ten pokaz tutaj.
(Pudel - zapraszam w stronę "żyletki.com" i proszę się elegancko ciąć.
Albo skoczyć z Siekierkowskiego.
Albo z czubka Pałacu Kultury.)

To po lewej to jest specjalnie dla Pauliny Pruskiej w dniu jej 24 uuuuurodzin!!!
A poniżej jeszcze... dwa filmy od supergwiazd polskiego kina! (jakbym Tele Tydzień pisał:)


Po kolei.
Miałem rano jechać do dentysty, ze wsi na Plac Konstytucji (niemal). Na wsi - luz. Spotkałem dwa konie. W mieście - zdeczka rejwach. Na Śniadeckich opadły mi ręce - wszystkie miejsca parkingowe zaklopsowane, a przed wejściem kilka autokarów. Kółeczko bocznymi ulicami i drugie podejście. Jest szpara, staję, wysiadam, jakiś ochroniarz mi mówi, że tu nie wolno, ale rozpoznał we mnie Skawińskiego z Kombii i machnął ręką.

Trzymam w garści kamerę. Muszę wam zdradzić, iż przez tego bloga rodzina uznała, że ocipiałem i syn mi z litości w mediamarkcie kupił sprzęcik poręczny. Więc teraz idę, bo mam zamiar sfilmować, jak się nade mną pochyla dentysta i jak mu walę w czółko z grzywki. A tu na drodze mi stoi piękny kalifornijski blondyn, uśmiecha się miło i mówi "Dzień dobry!". Nagle zatrybiam: MAŁASZYŃSKI! Koleś z przeszczepioną twarzą, prywatnie muzyk punkujący. Uach! Witamy się, mówi że kręcą tu film, a ja mu, że jestem teraz antypudel z TMZ.com, łażę z kamerą i nagrywam podejrzane filmy dla Pauli. "Mogę?" - pytam. "Pewnie!" - odpowiada. I mówi, że gdzieś tu jest Tomek Karolak, bo kręcą razem. Na to ja, że Karolak mi esemesem kilka dni temu napisał, że ma zamiar nadesłać filmik. No to on go wezwie tu, pod dentystę.
Ja włączam tajemniczy sprzęt po raz pierwszy w życiu. I oto znienacka mamy film z Pawłem Małaszyńskim, only dla Pauliny. Wy możecie go obejrzeć na sępa (i potem się rozliczyć ze Śmieciuchem). Pudle mogą się oblizać, to wszystko co im wolno.

I co? :)
Jak żywy.
Nie ma przebacz.

Lecimy dalej.
Wpadam do dentysty powiedzieć, że mam krótką robotę jako paparazzi, wracam, a Małaszyński już prowadzi Karolaka.
I to jest nasz oskarowy film numer Dwa. TOMEK KAROLAK, po raz pierwszy bez szczeliny w zębach (yea!), szczupły, w trendy dresiku, zresztą zobaczcie sami:

I co pudlu?! Hauuuuu?! Auuu, auuu?! Kucamy z łapkami do góry?
Hehe. Karolak dla Pauli, zęby jak u Oliviera Janiaka, chudość hollywoodzka.
Dla mnie tabloidowo robota prosta jak krawędź mojego biurka. Nie wiem za co im płacą.

Pawle i Tomku, wielkie dzięki wprost z serducha!


Morałów und wniosków and puent jest kilka, ale wyliczę tylko jedną:
Paulina jest powszechnie podziwiana. Zastanówcie się dlaczego.

Dobra, koniec seansu. Kopsnijcie za niego parę złotych (jeśli tego jeszcze nie uczyniliście), bo ja tu tylko w celu pieniędzy rozrabiam. Rozplotkujcie tego bloga po całej Polsce. Po Rosji. Po globusie. Pamiętajcie, że ten bloguś biega w komży z tacą i zbiera dla kogoś kasę na operację.
Brzdęk i sszsz-sszsz... (szelest) i tym podobne dźwięki - to jest teraz moja muzyka.

W nagrodę macie deser.
Mówiłem, że Kazio nie odpuści.

Przysłał dziś rano fotkę zatytułowaną Moherowy Ninja:
I to jest jego dla Pauli prezent na dzisiaj.
Wraz z dość prostymi w sumie życzeniami: "Przekaż jej, że zdrowia życzę" - napisał.

Ja swoje życzenia wysłałem esem. Do Manitu.

Z.

PS
To nie wszystko, co nadeszło od Kazika, Jutro ciąg dalszy serialu. Gwarantuję, że jak to zobaczycie, to runiecie na łopatki.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

piątek, 24 lipca 2009

HAHAHAHAHA! Ale jestem głupi.

Historia z filmem Kazika wcale się nie zakończyła, hehe.
Dziś o 6 rano (gdzie on kurwa jest na tych wakacjach?) dostałem zdziwionego esa: "Byłem pewien że wysłałem ci obie części."
Następnie przyszedł nowy filmik.
Rewelacja.
Tyle, że bez dźwięku.

Tamten nie miał końca, ten może nie mieć soundu (pomyślałem). Uznałem, że to kolejna jazda i już nie pytałem, czy tak ma być. Byłem zdecydowany toto wstawić i dorobić jakąś piękną ideologię. Ale że chwilę jeszcze pstrykaliśmy na jakiś inny temat, to w wmiędzyzdaniu wplotłem zapytanie, że niby "Kaziu, to ma być bez dźwięku, tak?".
"No co ty, wysłałem ci z dźwiękiem."
"Nie ma soundu, machasz rękami, łapiesz się za głowę, a z głośnika płynie cisza. Może walnę napisy jak w niemym kinie i już".
"Nie możesz. Ja tam śpiewam."

:)))

Haha!

Ja nie jestem człowiek komputera. Mój sprzęt nie jest mi znany. Ja jestem człowiek powiedzmy sztuki i dziwnych wizji w głowie nienormalnej, a nie ślepy cyborg od pikseli. A jednak wiedziony psim instynktem wyniuchałem, że to mój zdechlak Nokia coś wykręcił. Rzuciłem się w świat poważnych plików dźwiękowo-obrazkowych oraz sprzętów, na których w zasadzie powinienem nagrać płytę (a mi się nie chce). Bez przesady, nie zamierzałem odrestuarować Kazia w 3D, ale przynajmniej usłyszeć jego głos - to było moje marzenie.

I mam!
Film Kazelota z dźwiękiem. Trochę rozjechanym, ale co to kogo obchodzi.


Iiiiiiiiiii??? Hehe.
No to teraz od razu oba razem.
Czyli jeden.
CAŁY.


I tę wersję musicie teraz rozsławiać, aby zarobiła na leczenie Pauli.
Bo przypominam jak zacięta płyta winylowa: my tu grasujemy wszyscy tylko dlatego, że chcemy, by ktoś żył. By mu się udało. Zabawa jest przednia, ale to tylko dodatek. Mamy na celu pewną Blondynę, a ona walczy o przetrwanie, więc my jak dzielni kosynierzy dostarczamy jej kos.
Brzęczymy nimi.

Jazda do banku.

(Jeśli jutro dostanę od Kazika kolejną część, to się potnę.)

A teraz na deser macie tu oryginalny wykon tej piosenki, rok jest 1977, na scenę festiwalu w Opolu wchodzi Jerzy Stuhr, młodziak i szczuplak, i się zaczyna. Kazio wybrał ten kawałek nie bez kozery. Legendarne dzieło.

Nareczka.

Z.

Moze jakiś c.d. później, jak wrócę do domu.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

czwartek, 23 lipca 2009

Kazik dla Pauliny: film bez końca!

Kazelot Staszewski jest niespokojny. Gmera w życiu bez przerwy. Zmienia fryzury, zespoły, nagrywa płyty takie, siakie, owakie, raz ma piękny żywy nastrój, kiedy indziej popada w refleksję i potem znowu wyskakuje jak gejzerek. Niby jak każdy czlowiek, ale jednak nie jak każdy.

Paulinie Kazek pomaga własnym kanałem, to jest koleżanka jego siostry (myślę że kumacie o co biegnie). Film przysłać zdecydował się natychmiast, ale zapowiedział (skądś tam, jakaś Teneryfa czy cóś), że musi pomyśleć, bo nie wyśle czegokolwiek.
I po kilku dniach przysłał.
Wczoraj.
Moja komórka trzykrotnie odbierała ten sam film i za każdym razem wyglądało na to, że nie przeszedł w całości. Koniec znikał. Coś mnie intrygowało, bo go już troszku znam. Toteż kontrolnie zapytałem czy to koniec. Na to pytanie nie otrzymałem odpowiedzi.

Tak oto macie tu dedykowany Pauli skończony film bez końca, autorstwa i bohaterstwa Kazika.
Oto on:


Im więcej razy go widzę, tym bardziej mnie wciąga. Serio. W moim baniaku rosną nowe wersje.

Kazek, wielkie dzięki za ten wyjątkowy filmik!
A teraz widownio tutejniejszego kina: zapłać za bilet, czyli wrzuć do skarbonki Fundacji Św. Mikołaja odpowiednią ilość brzęczyków dla Pauli na amunicję do walki ze Śmieciuchem.

Po to tu jesteśmy, fma.
Nie zawiedź nas, czyli człowieczeństwa.
(Jak się spiszecie, to jutro będą kolejne rewelacje, hehe.)

* * *

A od siebie na dzis mam słówko innego rodzaju.
Tani lans, pudel, fakt. Hołdys upada niziutko. Skamle o karierę.

Otrzymałem właśnie DHL-em z Arizony paczkę. Kapelusz model Jimi Hendrix, Made In China wykonany z pluszu wykonanego w całości z polyestyrenu (haha), wierna i jedyna na świecie licencjonowana kopia oryginału, produkowana zresztą w jedynym identycznym jak u Jimiego rozmiarze 7 3/4. Czyli miał o centymetr mniejszy łeb ode mnie. Kapelino wyczajony na ebayu. Tanio. Jestem skończony.
Jak schudnę, to mi spadnie na uszy.
Gorzej z inną pamiątką po Jimim. (Nie wiadomo jak ją przymierzać.)
Uprzedzam, że to opowiastka dla starszych odwiedzaczy.

Wiele lat temu, gdy Jimi żył i rozrabiał, dorwały go dwie laski słynące w Kalifornii z wykonywania odlewów prawdziwych męskich penisów znanych ludzi showbiznesu. Zrobiły i jego odlew. (Powiedzmy szczerze, że przy okazji). Gdy potem urządziły wystawę uzyskanych odlewów (bylo ich kilkadziesiąt) z jakichś względów zwiedzający zatrzymywali się na dłużej przy pomniczku Jimiego. Podkreślam: z jakichś względów.
Jak masz 18 lat, to sobie luknij. Dziś, jeśli tylko posiadasz 1500 dolarów na zbyciu, to Cynthia, już w sumie staruszka (62 l.), wyśle ci taki odlew z certyfikatem. Będziesz miał/miała na własność, hehe.
(Z tym, że teraz takie 1500 dolców jest bardziej potrzebne w innym miejscu, wiesz o tym dobrze, tsfaniaczku. Więc zamiast wyrzucać je na cudzego penisa z gipsu zrób sobie własny odlew, wstawimy go na Allegro, będzie i dym i pożytek, zyski damy Pauli. Nawet jak jesteś kobietą - nic nie szkodzi :) Cynthia robiła także znanym kobietom odlewy ich pięknych piersi :)).

(Viciu, poproś Wagla o odlew może? Skoro zapalniczka Zippo z jego autografem szybuje tak wysoko, to co by się działo z Waglową kukurydzą? Hehe... :))

UWAGA UWAGA UWAGA. WAŻNY KOMUNIKAT: Na koncie Paulinki pękło 180 tysi dolerków! Yeaaaaaah! Zostało do zrabowania tylko 70! Aż tylko 70...
Ale 180 tysiaków jest i w zwionzku z tym muszę spełnić obietnicę sprzed kilku dni: wiszę Wam mroczną opowieść ze świata showbiznesu. Prawdziwą. Zobaczycie, że pudel to mikry ratler ssący z palca. Ta będzie o tym, jak zespół Zakopower (uwierzcie mi, że znakomity!) został skrzywdzony przez lewusów w programie Hit Generator. Jak przy okazji została skrzywdzona polska muzyka. I widzowie. Czyli Wy. Do dziś mi to nie daje spokoju i prawdopodobnie jutro, najdalej pojutrze tutaj na blosiu zdarzenie opiszę. Dość kurwa nędzy.

Pozdrówka.

Z.

PS
Słowko o modzie i trendach:

To są glany Van Gogha.
Dobranoc.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

środa, 22 lipca 2009

MELLER NADAJE Z BAZARU!!! JUTRO KAZIK!!!

Marcin Meller, nasz specjalny wysłannik do Turcji, nadesłał fotoraport z wizyty na tureckim bazarze. Tak się umówiliśmy, że będzie pstrykał burakiem w wolnym czasie fotki-dekoracje do mojego dedykowanego Paulinie blożeńka. I oto wylądowały na displeju mojej zszarganej Nokii:
O tyle na czasie, że Paula właśnie rozpoczęła na swoim blogu cykl wykładów ze zdrowego odżywiania, hehe.

A propos: Chcecie mieć jej siłę i wolę walki, optymizm i inne wytworne zalety? No to won z cukrem i mięsem z menu. Wszystko jest na jej stronie. Z ostatniej chwili: Tam też apel Pauliny o pomoc dla kogoś innego!

A ja otrzymałem nowe buciory do ważenia (siebie, nawet Tony Soprano by wymiękł). No taki odjazd, że się sturlałem ze schodów :) Haha! Prezencik z LA, hehe :) Jakbym wyszedł w nich dziś na miasto, to by cała ta zgraja handlarzy z Pl. Defilad razem z policją w zbrojach Zawiszy Czarnego spierdoliła do bramy (czyli daleko, bo bram tam nie ma). Korci mnie, ale muszę dziś pracować w domu.

Więc ciżmy ze złotej sułtańskiej nitki już są. Waga nowa kupiona. Muszę chyba zacząć z Paulinowatej diety korzystać, bo się skończy jeszcze jakimś obciachem cała ta moja buńczuczna deklaracja o zrzuceniu 10 kilosów na jej powrót. (Spoko. Już jadę. Inna rzecz, że to łatwiczka, bo nie jem siugaru w ogóle.)

Jak się zapatrzeć w ten album na górze, to Marcin przysłał mi fotki nasion i ziół, rodzynek, herbatki, wałkowanego ciasta i czegoś, co w jednych krajach nazywa się pewnie "pizza po turecku", a w innych "kebab po włosku" (jak ktoś wie, niech napisze co to za szamka). Mięso tam dostrzegłem, uprzedzam, i to jakieś dzikie, bo pies mi się rzucił na monitor.

Czekam na kolejne pstryki, od friendów, ale także od czytelników tego blosia. (NOWOŚĆ!)

Tera krótkie komunikaty:
Pertraktujemy z Allegro, jest pewien pomysł i są darczyńcy.
Pertraktujemy z Telewizją, też pomysł śliczny.
Lada moment ogłosimy planowaną awanturę, jaką wykonamy z Warszawskim Fotoplastikonem.

Sporo tego.

Ale też sporo ludzi mi pomaga, choćby wysyłając filmidła i fotendy na bloga. Za wszystko dzięki wielkie! (Marcin, jak zwykle!)

A Wam, Kochanieńcy, przypominam że mamy wroga o ksywie Śmieciuch.
Bronią podstawową przeciwko niemu jest kasa (oraz dodatkowo proca na bambulce). Naboje do niej - czyli diengi - zbieramy przy pomocy namawiania, błagania, proszenia, rozśmieszania i straszenia na tym właśnie blogu. (Proca pójdzie w ruch, jak śmieć zostanie wydobyty z miejsca swojego chwilowego nielegalnego przebywania).

Ufam, ze rozumiecie.
Lećcie z wiciami.

Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

wtorek, 21 lipca 2009

Paulina, nie uwierzysz... Marilyn Monroe cię pozdrawia!!!

Kiedy Marilyn Monroe zadzwoniła do moich przyjaciół w Los Angeles - nie mogłem uwierzyć. Rozumiem, że Mateo Damięcki, że Tom Sekielski, że inne polskie gwiazdy dziennikarstwa czy polityki, ale... MARILYN?
SŁYNNA MARILYN MONROE?
TA MARILYN MONROE?!
W życiu.
Never.


I oto dwa dni temu dostałem cyneczkę, że mam siedzieć przy kompku i natychmiast zasysać filmidło. Po paru minutach je odpaliłem. Gdybym pił, to bym pomyślał, że jestem zdrowo narąbany. W sumie nic wielkiego, ale miałbym wyjaśnienie. Ale ja jestem trzeźwiutenki od 21 lat. Niczego nie jaram. Żaden demerol - nic a nic. Widzialem na TMZ apteczkę M.Jacksona - ani jeden drug mi niczego nie przypomina. Owszem, coś na wątrobę i coś na arytmię serca, ale żadnego napalmu, kręcenia, latania - nic.

No to luknijcie sami, ale uprzejmie sugeruję zapięcie pasów bezpieczeństwa!:
"Paulina, I wish you all the best! A big kiss from Hollywood!" - woła boska MM do naszej boskiej PP z Bulwaru Zachodzącego Słońca! Przetrzyjcie oczy i luknijcie jeszcze raz!

Ha!
Ha, ha!
No, może jest nieco hm... innej budowy niż przed laty, ale co tam.

Muszę Wam coś wyjaśnić: jestem z tego pokolenia, że kiedy któryś z nas miał zdjęcie Marilyn Monroe wycięte z gazety i złożone na cztery w kieszeni, to je celowo wyjmował i rozkładał na kolanie, żeby wkurwić resztę kolegów. Wtedy musiał bić się o nie do krwi. Ja miałem coś znacznie cenniejszego: lusterko okrągłe, które nosiłem z grzebieniem w tylnej kieszeni spodni i szpanersko się czasem czesałem na środku ulicy. I to lusterko z drugiej strony miało fotkę MM za szkłem. Samochody stawały i pół Mirowa mi tego zazdrościło.
Było podobne do tego:
Rzuciłem nim jak głupi tukan w milicjanta przed koncertem Rolling Stonesów w 1967 i już nigdy do mnie nie wróciło. (Ale na koncert wlazłem.)

Co znaczy okrzyk Marilyn dla Pauliny każdy może z grubsza wykumać, ale brzmi to mniej więcej tak:"Paulina, życzę ci wszystkiego najlepszego! Wielki całus z Hollywood!". Auć! Szkoda, że ta Marilyn nie pocałowała na koniec sprzętu operatora, moglibyśmy go dać na aukcję, poszedłby za dużą bańkę do rąk jakiegoś fetyszysty i operacja Pauli byłaby z głowy.

Dobra, słowo końcowe: Marilyn dla Pauli została sfilmowana aparacikiem fotograficznym o statusie maupki, przez Dawida, który jest starszym synem mojej żony i przez jego dziewczynę, Izę. On jest operatorem filmowym, ona aktorką. Szlifują umiejętności (i ulice) w Los Angeles. Dziękuję im pięknie za niezwykłą Marilyn!

Druga część filmu, z jeszcze piękniejszym zdarzeniem, za kilka dni.

To już chyba koniec.
No taaaa...
Procedurę znacie.
Ufam, że staracie się nam pomóc.
Pomóc Paulinie.
Brzęk, brzęk, potem bank i uśmiech satysfakcji, prawda?

* * *

Mała fotka na deser.











Dobrych snów i miłych poranków :)

Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

poniedziałek, 20 lipca 2009

Dymimy, pudlujemy i jemy chłodniki Anny S.
O Tomku Sekielskim, paparazzim i in.

* * *

DZIŚ GREAT SEKIELSKI!!!!

Że Tomek Sekielski potrafi zjeść to oczywiste. Że gdyby jadł wstrętne rzeczy to nie stosowałby od czasu do czasu diet - też każdy zakuma. Ale Tomek jest Tomek. Na stole ląduje chłodnik - i po człowieku.


Film z wakacji Tomka nakręciła jego żona Anna (też komórką, jak należy), której z całego serducha dziękujemy. Bo też i ona jest bohaterką filmu, w którym Sekielski Man tylko opowiada. Sami sprawdźcie. (Oczywiście fimik jest stworzony specjalnie dla Pauliny, żebyście po jego obejrzeniu nie tylko polecieli do lodówki po coś do jedzenia, ale też żebyście nie zapomnieli po co tu jesteśmy)


Coś wam zdradzę. Żadnej wazeliny. Dwa lata temu Tomek był gościem Akademii Sztuk Przepięknych na Przystanku Woodstock. Na wejściu dostał owację od paru tysięcy ludzi, co nim lekko wstrząsnęło. Na zejściu dostał drugą owację od tych samych ludzi, bo nie chcieli go puścić. Między owacjami opowiadał o swojej dróżce dziennikarskiej od gnojka z liceum po gwiazdę TVN. Opowiadał o tym, jak w poszukiwaniu roboty spał na podłodze w jednej z redakcji. O tym, jak pozwolono mu nadać pierwszy materiał z miasta na żywo. Kiedy się słuchało tej opowieści - ludzie dostawali skrzydeł i zaczynali jarzyć, że w życiu wszystko jest możliwe.

Tomek nie zwariował.
Widzieliście to na filmie.

Dzięki wielkie Anno i Tomku za pomoc :)

* * *

Teraz druga część dnia.
Opowieść o paparazzim.

Być Antypudlem jest łatwiutko. Trza mieć ze sobą komórkę ze zdolnością filmowania. Potem idzie się do marketu po wędlinę i owoce, staje się przy stoisku i słyszy głos męski "Temu Hołdysowi to niech pani same tłuste pokroi". Nauczony nie reagować na warknięcia lamusów nawet nie skręciłem wzroku. Nagle coś mnie "pac!" w plery, niczym packa Pauli do packowania śmiecia. Odwracam się - Maciek. Jeden z najfajniejszych ludzi w showbizie, niekłamiący, pogodny Maciek Kozłowski. The Aktor. Równie waleczny, jak Paulencja, o czym kiedy indziej. Od razu sam nawinął, że jutro kręci dla niej film z wiewiórkami, których ma na wsi piętnaście czy sto piętnaście, nie pamiętam.

Taką mamy moc.


Nędzarze ze spasionymi Nikonami czołgają się w krzakach, żeby podejrzeć co taki Kozi robi z rana w śmietniku, a my będziemy mieli za friko film z jego wiewiórkami.

Dobra, o Maćku i jego żonie Agnieszce (pięknie malująca malarka) będzie tu na bloszku więcej jak przyślą te wiewiórki. Dziś (jedynie na dowód, że pudlowanie jest nikczemnie proste) krótki filmik, jaki sam nakręciłem w markecie "Piotr i Paweł" pod Warszawą. Bo ja się nie opierdalam.

Jednak piętnascie tych wiewiórek.

Koniec gadki. Teraz jazda do banku, natychmiast.
Please.
Boston czeka z wyciągniętą ręką na kesz za operację. A my się tu spotykamy, by zebrać resztę potrzebnej kasy.
Ja tu filmiki i zeznania - ty je oglądasz i czytasz.
I pomagasz.

Z.

PS
A propos tegorocznego Przystanku Woodstock i Akademii Sztuk Przepięknych. W tym roku mnie nie będzie, muszę odpocząć, ale to pryszcz: zastąpi mnie Piotrek Najsztub, więc może być tylko lepiej. No i goście będą tacy, że nie mam słów. Cięzki nokaut. Najwięksi polscy twardziele, dzięki którym nie mówicie na codzień w rosyjskim języku: Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, król umierania ze smiechu i bohater filmu "Rejs" Stanisław Tym. Zagra z wami na ASP Leszek Możdżer (nie mam pytań!) i będziecie mogli pogawędzić z bardzo kumatym Rzecznikiem Praw Obywatelskich, Januszem Kochanowskim. Naprawdę kumatym. Można z nim omówić nawet sprawy ciężkorodzinne. Ja bym na waszym miejscu pojechał, bo takiej ASP jeszcze nie było. Good luck and good night.


Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

niedziela, 19 lipca 2009



A jutro... TOMASZ SEKIELSKI!!! (sflimowany przez żonę na wakacjach :))

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

sobota, 18 lipca 2009

Kapelusze rulez!

Wszystkie moje kapelusze tworzy Monika Prus, cudowna dziewczyna pracująca na co dzień w dziale grafiki komputerowej TVN, prywatnie malarka.
Czasem są to moje pomysły, czasem jej - i wtedy, gdy są jej, zapiera mi dech. (Jak np. ten z prawej o imieniu Skała, spadłem z krzesła jak go zobaczyłem).

Wczoraj odebrałem kolejny - Kerouac. Na paskach wokół dekla napisane są odręcznie dwa wiersze. Pierwszy Jacka Kerouaca z 1955 roku zatytułowany "Wiersz". Jego treść jest krótka i wstrzymująca oddech: "Jestem Bogiem". Pod nim, na ciemniejszym pasku, Monika wykaligrafowała fragment tekstu Paktofoniki z 2000 roku: "Jesteś Bogiem, uświadom to sobie".

Monika nigdy wcześniej nie tworzyła kapeluszy. Namówiłem ją na to nie mając pojęcia, że to może być trudne. To jest cała skomplikowana technika, którą wymyśliła. I to jest wielkie serce, bo każdy kapelusz ma duszę, twarz, znaczenie, historię. Każdy cieszy mnie niezwykle, cackam się z nim, najpierw leży sobie na stole w jadalni obok solniczek, potem go kładę wszędzie, gdzie idę, na kanapie, na krześle, do kibla idziemy razem (albo przede wszystkim). Poznajemy się. Potem idę w nim do wiejskiego sklepu. Albo w miasto. I juz.

Te kapelusze są komunikatem.
Są dziełami sztuki.
Kiedyś zrobię im wystawę.


Po tym wstępie pora na najważniejsze.
Oto ich autorka: Monika, ma dwa słowa do Pruni :)

Niestety, moja komórka to szajs, powinienem ją utopić w Wiśle, dźwięk jest to dupy, więc cytuję: "Paulina, trzymam za ciebie kciuki, jesteś rewelacyjna!".

I tyle.

Monika, Paula, Kapelusze i moja zasrana komóra.
Taki dziś zestaw.


Teraz coś Wam powiem, bo możliwe, że nie wiecie. Otóż w rasowej galerii, na przykład w takim Nowym Jorku albo Paryżu, jak się wchodzi na wystawę, to się kopsa w kasie parę złotych przy wejściu. Taki obyczaj dziki. I tu, w tej galerii internetowej, w której teraz siedzicie, ja jestem bileterem. Wpuściłem Was na krechę - ot i cała róznica. Ale na tym koniec. Teraz proszę uprzejmie potruchtać niżej i zobaczyć numer konta do odpowiedniej kasy. Tam czeka czyjeś życie na ratunek.

Z.

PS.
Dostałem maila o treści: "Hołdys, napisz lepiej co się działo w Hit Generatorze". Ok, napiszę. Napiszę, jak skrzywdzono zespół Zakopower. Obiecuję. Ale musi pęc granica 180 tysięcy dolarów, nie ma inaczej. Przypominam też, że za parę dni, powiedzmy jak pęknie 200 tysi - pozbywam się przydomka Guru i ogłaszam nowy tytuł. Guru to przy nim pikuś. Mam nadzieję, że stanie się to najpóźniej za tydzień, TAKĄ MAM NADZIEJĘ. (Boże, jakie to cudowne wykonanie, jak fenomenalnie śpiewa Niemen, jakaś dziewczyna, której nie rozpoznaję, zdaje się Kukulska, jak wspaniale gra Hey... Arycdzieło.)

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

piątek, 17 lipca 2009

Po co dzisiaj byłem w Sejmie opowiadać nie będę, bo to nie dotyczy naszej akcji. Jak ktoś jest ciekawy, to może sobie przeczytać TUTU albo obejrzeć TUTU. W każdym razie rozrabiałem. (Zdradzę może jedynie, że na specjalnej konferencji prasowej apelowaliśmy do posłów by nie zabijali polskiej kultury. Czyli banał. Żadna wielka sprawa.)

OTÓŻ NAROZRABIAŁEM ZNACZNIE POWAŻNIEJ.

Na podium stało ze dwudziestu ludzi kultury, którzy kolejno przemawiali, na widowni siedziało sporo dziennikarzy. Między ludźmi kultury stała sekcja smyczkowa Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. W sumie kilkanaście osób ze skrzypcami i altówkami w rękach. Najpierw pokazali jak się stroi instrumenty i potem nagle zamilkli zapowiadając "Tak będzie, jeśli Sejm się nie opamięta i nie przestanie likwidować mediów publicznych".

Czyli - w domyśle - będzie cisza.
"Do czasu" - pomyślałem. Wpadł mi bowiem do głowy pewien pomysł.

Gdy briefing się skończył i wszyscy wychodzili z sali konferencyjnej, poprosiłem członków orkiestry, by coś zagrali specjalnie dla Pauliny. I oni na oczach prasy, telewizji i stacji radiowych, na tym wielkim korytarzu sejmowym, którym regularnie toczy się pan Pulpet i kicała pani posłanka z z kurwikami (teraz to już chyba bez), nagle wyrąbali dla Pauliny... "Sto lat"!!! Ha!
OTO DOWÓD KORONNY!!!

Co się działo potem, opowiem innym razem. W każdym razie co do akcji "Miss P." wszyscy się zobowiązali do wpłacenia kaseczki na konto. Mam spcjalne wykrywacze kłamstw w oczach i w tamtej chwili mówili szczerze.

Czy wpłacili - się okaże.

Wracam do roboty.

Haha! :))

Z.

E, koniec śmiechu. Kto jeszcze nie brzdęknał monetą, ma czas do jutra. To moje honorarium. Wpłacamy na konto poniżej.

Z OSTATNIEJ CHWILI! Z OSTATNIEJ CHWILI! Z OSTATNIEJ CHWILI!
RZĄD ZNALAZŁ DOTACJĘ DLA RADIOWEJ DWÓJKI I TVP KULTURA! (Czyli nie rozrabiałem nadaremno! :).


Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

TKAMY SIEĆ :)

Krystyna Kofta!
...opowiedziała o akcji dla Paulencji swojej kumpeli Joannie Laprus-Mikulskiej, naczelnej kobiecego magazynu Bluszcz. Ta natychmiast podjęła decyzję o wstrzyknięciu dodatkowej dawki energii z Bluszcza w nas. Redakcja rzutem na taśmę stworzyła materiał o Pauli, a całość wraz z numerem konta (i nakazem płatniczym, hehe) pognała do drukarni i ukaże się w sierpniowym numerze.
Lubimy takie Bluszcze :)

Tymczasem sama Krysia Kofta, kobieta dwustuprocentowa, przysłała mi filmiczek dla Pauli, za który to filmiczek Krysię ściskam całym swoim cielskiem, życząc jej dużo zdrowia (bo sama skubana nieźle ze zdrowiem wywija). Oto filmiczek Kofty dla Pruskiej:


DZIĘĘĘĘKI!

* * *
KONCERT!
Trzymajcie się barierki: koncert dla Pauli odbędzie się w Centralnym Basenie Artystycznym! (Tu jest hymn The Beatles na tę okazję - "She Loves You, yeah yeah yeah!") Właściciel Basenu, p. Piotr Duda, najpierw się sam dyskretnie dopisał na moim blogu, oddzwoniłem, a on potwierdził wówczas telefonicznie: oddaje Basen za darmo na ten dzień! To jest jego część zrzutki (choć kaską prywatnie też pewnie sypnie, hehe). Basen to jest z tysiąc osób na widowni, więc nie będzie uroczej ciasnoty jak w klubie Powiększenie, chociaż jak znowu zagra ekipa Fe Fighters, to wszystko się może zdarzyć.

Przypominam: koncert przygotowuje Jaca Lachowicz, ja będę robił tylko za konferansjera (Dżacek powiedział, żebym lepiej nie grał, hehe).

Data koncertu jeszcze nie jest znana. Być może odbędzie się po powrocie Paulee z Bostonu (Massachussetts), we wrześniu, pownno być tłumnie jak nie wiem co.

* * *
FOTOPLASTIKON!
Uwaga uwagen! Zadzwonił do mnie pan Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego i chce pomóc. Rewelka. Powiem Wam co planujemy (ale musimy się jeszcze spotkać, a ja zagoniony jestem, może się uda w ten weekend). Otóż pod Muzeum podlega także legendarny Fotoplastikon w Al. Jerozolimskich 51. Zamierzamy tam zrobić najazd/happening pewnej niedzieli, jeszcze nie wiem której, wstęp z Fotoplastikosia pójdzie w całości na Paulę, plus jakieś puszki, będziemy grać, bębnić, tańczyć, rysować, rozdawać ulotki, no zrobimy małe powstanie jednym słowem.

Fotoplastikon to taka maszyneria, gdzie przez lornetki ogląda się fotografie stereoskopowe, no staroć, średniowiecze, nie ma takiego już chyba nigdzie na świecie. Musimy jeszcze ustalić tematykę foto-prezentacji tego dnia.
I skrzyknąć ekipkę, która pomoże. (Coć wam zdradzę... Polish Team Michaela Jacksona chce tego dnia dać z siebie wszystko. Niezła jazda! :)

Potrzebuję kilku dni na ogarnięcie tego całego tornado, bo dodatkowo jednak mam strasznie dużo zajęć, w dzień gonitwa, praca twórcza, pisanie scenariuszy, muzyki, dywagacje nad klubem, nocami piszę jakieś sztuczydła teatralne... No muszę zamienić się na godzinkę w Buddę - wtedy wszystko stanie się jasne.

Czyli za parę dni.

* * *

A TERAZ ZAPOWIADAM:
DZIŚ WIECZOREM NA BLOGU SENSACJA.
WSZAK BYLEM W SEJMIE! :)


Z.

PS.
Tyle osób zasuwa, a ty nie kopsniesz paru groszy do puszeczki? Nie narobisz dymu wśród znajomych? No nie wygłupiaj się :)

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"
Marcin Meller widział Paulinę w przelocie, gdy spotkaliśmy się w "Szparce" tuż po programie "Drugie Śniadanie Mistrzów", w którym przez godzinę siedziałem w kapeluszu z jej imieniem na łbie. Już wtedy zadeklarował pomoc. I teraz wyobraźcie sobie co wydumał.

Poprosiłem go o jakikolwiek film z urlopu w Turcji. I on go nakręcił. Hehe. Czułem, ze będzie jakis odjazd :) Przede wszystkim minutowy filmik miał 170MB, więc zanim go przekonwertowałem (mogę wam opowiedzieć jak jest zbudowane gitarowe tremolo Kahlera, a nie jak działa avi) czy tam przekompresowałem, nawet nie wiem co, upłynął tydzień.
Ale już jest! Mamy go!

Uwaga! Oto specjalnie dla Pauli, z Turcji (nie wiem z jakiego miasta) Marcin Meller nadaje swoją PIERWSZĄ W ŻYCIU LEKCJĘ JĘZYKA TURECKIEGO!!! Ha!

Widział ktokolwiek kiedykolwiek takie coś? Hihi :) Pudel może zawinąć nogę dookoła własnej szyi i siknąć w dowolnym kierunku - a i tak nigdy takiego materiału nie uzyska. Bo takie szpiegowskie filmidła dostaje się w sumie bez trudu, za to po dobroci, z pierwszej ręki, od friendów, w ważnej sprawie - a nie skręcone na krzywo, przez peryskop, z kamery w koku pokojówki czy od przebranego za tacę księdza. Zwyczajnie: stuka się prosty esemes, tiuk tiuk tiuk tiuk, w treści jednym zdaniem opisuje się sytuejszyn, dopisuje się że "niezła blondyna w tle", na koniec się stuka słowo "kapiści?" (bezwzględnie, bez tego nie ma końca rozmowy w świecie twardzieli) i film frunie. Proste jak ekierka.

Marcinie, za ten ekstra zrzut wielkie dzięki :))
Zresztą co ja ci będę tam. Boję się jedynie, że jakiś Turek cię zdzieli w kły po pierwszym słowie, ale żona cię wykaraska.

Moi drodzy. Myślę, że lekcja tureckiego w wykonaniu Melka to jest jakaś stówa co najmniej od każdego zapatrzonego teraz w ekran łba. No, pięć dych powiedzmy najmniej (ja bym stówę kopsnął). Proszę więc uprzejmie odejść teraz od kompka, założyć biegowe kolce, kucnąć w blokach i na trzy cztery (bach!) wykurwić z prędkością światła do najbliższego banku. A w najgorszym razie (ale to absolutnie najgorszym) proszę komórką wystukać numer jakiegoś znajomka i zmusić go czułym słówkiem, by zrobił to za Was. Inaczej nie gramy.

Brakuje coraz mniej. U Pauli na blożku co kilka dni wyskakują nowe cyferki. Tydzień temu brakowało sto dwadzieścia, dziś ok. już tylko osiemdziesiąt. Więc wszystkie te Piaski, Mellery, Hołdysy, Dżacki z Trójmiasta i Tatiany zagryzione - to wszystko płynie dla Was szerokim gestem w zamian za Waszą pomoc.

Liczę na Was.

Pozdrówka.
Rano mam awanturę w Sejmie.
Polska kultura jest w podobnym stanie, co Paula.

Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

czwartek, 16 lipca 2009

Dostałem film od niezwykle groźnego zawodnika z Trójmiasta, Jacka Lachowicza. Oto jego przecudnej urody wiersz dla Pauli. To premiera w naszym kinie Muminex Crazy Theater. Zapnijcie pasy, tsfaniaki:

I teraz ten wiersz jest u mnie Number One. Genialny.

Jacek Lachowicz, poważny watażka muzyczny, jest niebylekim, z akcentem na "kim". To on zorganizował głośny koncert dla Pauliny "FE FIGHTERS" w Warszawie, parę tygodni temu. Z Kasią Nosowską, Anią Dąbrowską, Tymonem Tymańskim i innymi zawodnikami zebrali w ten tłoczny wieczór prawie trzy dyszki! Niesłychane! Dzięki tej akcji ja się dowiedzialem o Paulinie, co tam ja, cała Polska sie dowiedziała. I teraz hulamy dalej. Czyli Jatzek zaczął całą awanturkę wokół Princess Paulie. Dzięki mu wielkie. I kciuki za niego zaciskam do białych kłykci.

No to teraz mam ważne informejszonz:

BĘDZIE KOLEJNY KONCERT DLA PAULINY I ZNOWU JACEK GO ZORGANIZUJE!!!
Jutro albo pojutrze zapodam gdzie und kiedy!
REWELACJA, BO BĘDZIE TO WIELGACHNY KONCERT W WIELGACHNYM MIEJSCU!!!


Jednym słowem musicie wisieć na tym bloszku marnym dzień w dzień, bo inaczej przeoczycie stworzenie świata.

Od groma muzyczki Jacka jest tu. Wtykam to dla dekoracji. Mnie rozwalił kawałek "Nie ma mnie". Innych wyrywa kawałek z Anią Dąbrowską "Płyń", który leży tu.

Zara ciong dalszy transmisji, poczekajcie, muszę odzipnąć.

A teraz wiadomo: budżet na Paulę w rękę i psik na pocztę.
Ja piszę, wy czytacie, wiadomo.
Mantra.
Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

FILM TATIANY OKUPNIK DLA PAULINY


TATIANA ZAATAKOWANA PRZEZ STRASZNE PSY?!
CZY PRZEŻYJE?! Hehe, kolejny film dla Pauli :)


Haj, heloł ziomale i acanny.
To ja, wasz Błękitnofiletowy.
Pora na kolejny cios między ślepka.
Zobaczycie specjalny thriller Tatiany Okupnik dla Pauliny.

Tatiany Okupnik jest niby pełno w mediach, a jednak nikt nie wie jak mieszka, gdzie mieszka, z kim mieszka. Nikt jej nie widział, jak jest atakowana przez wielkie psy. Nikt nie wie, co porabia jej babcia, albo cioteczny brat. Znaczy... Nikt nie wie, z wyjątkiem bywalców mojego bloszka.
Macie tu prezent, jakiego nigdzie nie dostaniecie.
Oto nieznany film Tatiany, nakręcony specjalnie dla Paulencji, z zakazanego terytorium, na które nie mają wstępu dziennikarze ani szpiedzy. Voila!


(Filmik ma słabawy dźwięk, musicie wybaczyć)

Do filmu Tatiana dołączyła esa:
"Melduję, że oprócz wypływu z mojego konta, pieniądze lecą do Pauli z kont wielu bardzo fajnych ludzi: od babci, która ma malutką emeryturę, od mojego brata ciotecznego (7 zł ze swojego wakacyjnego kieszonkowego przeznaczył :)) i od masy sympatycznych homosapiensów. Pozdrawiam. Tatiana."


Gadałem z nią przez telefon, jest bardzo poruszona, żadnej autopromo, zwykły ludzki piękny odruch. "Wiesz, to jest w sumie dla mnie niełatwe, bo ja nigdy nie odkryłam swojej prywatności. Ale skoro ty pokazujesz swój spacer z psami, to ja też pokażę swoje zwierzaki, o których nikt nie wie. Nikt ich nigdy nie widział, nikt ich nie filmował. Sfilmuję je specjalnie dla Pauliny. To jest wyjątek. Niech ten blog się kręci" - powiedziała, a ja jej podziękowałem z całego serca. Cóś wam zdradzę: bez łyżew jest bardzo nieśmiała, aż jej głos drży, nie uwierzylibyście. (Chyba że to ja budzę w ludziach przerażenie, hehe.)

Tati-jana, wielgachne thankjuverymacz!

Dobra. wszystkim sławniakom i niesławniakom, którzy mi wysyłają filmiki i foty, dzięki piękne składam (również Muńkowi Staszczykowi, który mi w esie napisał "Postaram się cos sfilmować chociaż jestem debilem internetowym", hehehe!). Zapraszam więc dalej: walcie śmiało z kolejnymi przesyłkami. Mam spory worek na tego typu podarki. Zróbmy tu Brukowca Dobrego na te parę tygodni (bo mam nadzieję, że dłużej nie będzie potrzeba :).

Lunatykom, co po nocach łażą po internecie i nieprzytomni tu zaglądają, a także trzeźwym ludziom dziennym, co już mają wryte w DNA codzienne wizyty tutaj przypominam święte słowa trenera polskiej reprezentacji olimpijskiej, byłego posła na Sejm, pana Janusza Wójcika:
"Kasa misiu kasa".
(W końcu się przydały na coś, hehe)

Operacja Pauliny kosztuje 250 tysięcy dolarów.
Na tę chwilę udało się zebrać 170 tysięcy, więc jest genialnie! :)
W ostatnich pięciu dniach przybyło prawie 40 kolasów! Jabadu!
To wy jesteście dobrymi misiami, ratującymi Paulinę.
Przekażcie tę nowinę innym napotkanym misiom.
Zostało jeszcze 80 kółek do zdziobania.
Cyk, cyk.
Ziarnko po ziarnku.
Złotówka po złotówce.
Po kropelce.
Eliksir życia.

Jest druga trzydzieści w nocy, pan Zbigniew idzie lulu.
Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

środa, 15 lipca 2009

Deal jest deal. Słowo jest słowo. Ważę 102.


Obiecałem, że jak będziecie się dobrze spisywać i należycie nasycać konto Pauliny pieniędzmi, których ona potrzebuje na operację usunięcia Śmieciucha, to ja będę wam sprzedawał własne sekrety brukowe, będę się tabloidził, staczał i rujnował, aż w końcu zaliczę dno. Spisaliście się, więc dziś upadnę piętro niżej.

Byłem już z psami na spacerze, co mogliście obejrzeć na video.
Pokazałem bajzel koło mojego łóżka (sto dwadzieścia książek nieprzeczytanych).
Ujawniłem jako pierwszy na świecie jak Piasek grzebie w ziemi i jak wygląda jego siorka.


Teraz nastała Wielka Środa.

Jestem akurat w świetnym humorze, bo prezydent Lech Wałęsa został Robertem Leszczyńskim, nazwał właśnie Madonnę "babcią na scenie", czym usiłował ją zdaje się pogrążyć, hehe. Nie mam słów. Naród zaczyna nieźle szorować ryjem po kałużach. Teraz już pan Lechu, mój wielki bohater lat 80-tych, powinien się zgłosić do roboty w okolicy Pana Kozyry (xywa "Blady bez powodu"), albo po prostu w Pudlu i już. Natychmiast. (O, słyszę w domu oklaski, hehe). No to zaczynamy.

Do ważenia założyłem buty model "Tony Soprano" na gołe nogi. Dokładnie tak, jak on. Tony w butach nawet śpi.
Poza butami nie miałem na sobie nic, nawet kapelusza.
No, miałem okulary, bo bym się zabił o ścianę.
Zaliczyłem kolejno TRZY RÓŻNE WAGI, żeby nie było to tamto.
Taki jestem solidny.

I co?

Każda pokazała co innego.
Ważę w butach od 99 do 103,8.

Gdybym był kompletnym szmaciarzem (jeszcze z tydzień poczekajcie), to bym tu huknął, że ważę 99, pokazałbym dowód filmowy i może bym nawet wypił kielonek. Ale ja mam resztki honoru i pokażę Wam całą prawdę.
Oto owe trzy wagi.








Nie muszę mówić, że je roztrzaskałem wkurwiony zaraz po ważeniu i teraz są jak klocki Lego usypane w kącie salonu.

Prawda jest taka: wiem która z nich jest właściwa i o ile przekłamuje, wiem też ile ważą buty Tony'ego i oświadczam, że:
WAŻĘ DOKŁADNIE 102,1 KG.
Nie pokażę wam, jak się ważę bez butów, bo Tony Soprano chodzi w butach nawet do wanny. A ja dziś jestem Tony. Kopia Tony'ego. Jeszcze tylko prozac i będę nie do odróżnienia.
(Polecam serial, naprawdę nokaucik)

Po wszystkim. Koniec sensssssacji.

Za dwa miesiące, jak Paula wróci z Bostona, musze ważyć o dyszkę mniej, bo mamy zatańczyć jakieś tango. Okropne. (O, przypomniałem sobie właśnie, że boston to nazwa amerykańskiego walca, na 3/4 tylko wolniej, no proszę :)

Teraz musicie pobiec do bankomatów, skoczyć do marynarek i torebek, z kieszeni i portmonetek wydzierżawić wszystkie drobne i niedrobne, usypać je na kupki (jak ja swoje roztrzaskane wagi) a rano śmignąć z tym gruzem do banku i wpłacić. Konto macie na dole tego postu. Ja się ze swojej umowy wywiązałem.
Tera wy.

Z.

Czuję się jak sum.
Sum jak wiadomo pływa na dnie.
A nawet poniżej dna, w mule.
A więc to sum jest patronem wszystkich tabloidów!
Macie tu film z wersją 99 kg.



Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"