Wczoraj (przedwczoraj) poszedłem spać o 5:30 rano. Taki teraz obyczaj. O 8 już nie spałem i czytałem zaskakująco ciekawy magazyn MaleMAN. O 10 przegląd samochodu, bo ostatni dzień ważności dowodu. (Po co ma pan kupować nowy, skoro tym pan dmucha 165?). I natychmiast skok do banku, na drugi koniec Polski. Dawid kolekcjonuje papiery na studia w LA. Potem w Śródmieściu (kolejny skok na inny koniec Polski) fotki do dokumentów, śniadanie w KFC (trzeci koniec) i zjazd do domu. I nagle zgon.
Spałem do 18. Jak się ma tak zorganizowany dzień, to można spokojnie spakować manatki. Nigdzie się nie dotrze z rozumem, nic się nie zrobi. Pisze się idiotycznie, jak ja teraz (i tak się pisze nie za mądrze), ale mimo wszystko nocą się pisze najlepiej. Nic nie działa. Miasto, wieś, komórka - wszystko jest out. Nocne pisanie (nie, nie bloga, blog to cymes) do rana, to jest teraz moje zajęcie.
Jak będzie widno ok 4 jebnięty kogut z lekko poderżniętym gardłem zaskreczuje groteskowo, czym jednak obudzi kilka wiejskich psów. Wtedy się zakotłuje i nastąpi początek końca ciszy. Dla mnie to będzie znak, że pora na sen.
Gdyby nie empatia kogut już by nie żył. (Poprzedni nie żyje, ale to nie moja robota.)
I tak od kilku tygodni. Aż mi przejdzie ochota na takie życie. Wtedy stanę się człowiekiem dziennym pitolącym na gitarze.
* * *
Gdy nie mogę zasnąć biorę jakąś tabletkę doktora Murray'a i dostaję umysłowego młynka. Świruję, piszę idiotyczne wiersze (Widziałem cię wczoraj w oknie jak biłeś konia okropnie) i inne rzeczy, które zostaną opublikowane po mojej śmierci. Z pozoru abstrakcyjne, choć według mnie właśnie normalne zupełnie. Przed samym upadkiem na materac pogmeram w necie, oooo, w tym jestem specjalistą - www.garageband.com polecam ludziom muzyki - albo czytam, albo siedzę i bawię się kompkowymi programami. Nic mi po nich, ale to jest moje lego wtedy. Tak jak teraz.
Mam nadzieję, że Tomek się nie wkurwi. Prawda jest taka: oni grają w filmach w takim właśnie stanie, technicy potem podkręcają prędkość, żeby nie było widać, że są pijani wszyscy.
* * *
Dostałem maile w sprawie filmiku Kazia do Palikota. Skrajne. Od podziwu i kolan, po kwaśne uwagi. Czyli znakomicie. Dałbym wiele, żeby Kazio wygrał z Nergalem i Dodą razem zliczonymi, wtedy Pau zarobi nie tylko na swoją, ale na kilka operacji innych ludzi. Pudlem ich weźmiemy, hehe.
Bo mam nadzieję, że na oglądaniu i cmokaniu się nie kończy.
Nie wypada.
* * *
Gdy piłem - w moim domu walało się mnóstwo butelek wszelkich kształtów i smaków, od browaru po najlepszą whisky. To był brzęczący dom. Wszystkie wyssane do sucha, dźwięczne jak sytnezator Fairlighta. No to teraz zobaczcie jak wygląda rocker, który zszedł na psy.
Teraz wiecie, dlaczego mi się grać nie chce.
Przynajmniej koszulą w której siedzę, a jak gorąco, to ją zdejmuję, trzymam resztki fasonu. Choć nawet i to pewnie nie. Zdrada ideałów, straszna rzecz. Paliłem 40 carmenów dziennie, miałem talerz od zupy zamiast popielniczki, piłem na śniadanie szampana, potem jechałem taksówką do Hotelu Europejskiego żeby zjeśc obiad i - zwłaszcza - wypić pierwszą whisky. Fantastyczne życie. A teraz jogurty, cola bez cukru, obrzydliwe.
Dlatego skamlę na blogu, czaicie.
Pau to tylko pretekst.
* * *
O 1 w nocy, czyli przed chwilą, wymieniliśmy esy z Mariuszem Kałamagą, najbardziej odjazdowym komikiem ostatnich lat. Maryjusz transportuje filmik tak wielki, że net spuchł i nie chciał go przepuścić. Nie mogę się doczekać. Mógłbym wstawić inny, bo mam różne, ale muszą być jakieś emocje, jakiś hook. Nie może to być zwykła tania kolekcja fajnych ludzi, jak leci. Muszę Was powkurwiać nieco samym czekaniem.
Bo, jak widzicie, to jest blog prekursorski w jakimś sensie. Genialny. Prosty jak Kolej Transsyberyjska. Dostarczający światło pod latarnię. Tworzący wartość z niczego.
* * *
Ostatnie słowo, bo widzę, że bredzę.
Ten MaleMAN ma znakomity dział tzw. kulturalny. Wywiady, z którymi nie trzeba się zgadzać, ale są podstawą, by użyć własnego mózgu. Jest tam genielny esej o Jasiu Kapuście, grafiku z innej planety, który mi w 1981 projektował okładkę do pierwszej płyty Perfectu, kiedy jeszcze miała się nazywać "Mr Polakoff". Niestety cenzura ją zmiotła, i wyszedł tzw biały album z zielonym napisem tylko. Albo wywiad z Borucem, pierwszy jaki z nim przeczytałem w życiu. Ale tu, niżej zobaczycie rzeźby (płasko) Wojciecha Zasadniego. Zasadni rzeźbi (płasko) okładki czasopism. Aktualnych, prawdziwych, jeden do jednego. Jest w tym wszystko, co lubię. Zwłaszcza przewrotność. Dlatego rzucam Wam go na pożarcie. Zeżrecie, jak ja będę spał, zapewne.
Branoc.
(Kaska, kaska, kaska!)
Z.
Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"
Od wczoraj wszystko na zawsze jest inaczej.
-
Od wczoraj wszystko na zawsze jest inaczej ponieważ parę minut po 13
Paulina odeszła.
Wiemy, że wszyscy bardzo czekaliście na znak od niej.
Nie pisała o ...
Zbychu ! Blog wyjechany ale sprawa ! Sprawa jest wielka , przed chwilą skończyła sie emisja waszego , Pauli i Twojego występu w TVN24 , dziewczyno , kciuki do białości no i grosz do czapki dołoże. Niech się wiedzę , w tą zośkę tym " śmieciem" to chętnie z Tobą pokopsam . Nie da się opanować wzruszenia , łzy same się pchają, ludzie są wspaniali , Wy też kochani . Się trzymajcie
OdpowiedzUsuńralfie