Przypominam, że jest to blog charytatywny, dedykowany dzielnej i pięknej Paulinie Pruskiej walczącej z nowotworem.


wtorek, 28 lipca 2009

Dziś jest blog waleczny i niezwyciężony

To u góry to anons i recenzja cudnego filmu Maćka Kozłowskiego dla Pauliny. Film jest niżej, oglądać go można bez końca, ale najpierw ważne komunikaty.

PAULA MA TERMIN OPERACJI W BOSTONIE!
Jest to szczęśliwy dzień 19 szczęśliwego 8 miesiąca sierpnia co oznacza, że zostały szczęsliwe 23 dni do zabiegu. Będziemy je odliczać, jak żołnieże z tajwańskim centymetrem w ręku (podobno centymetry tajwańskie pokazują najdokładniej centymetry).


Że zabieg się uda - wiadomo, nawet mi się nie chce myśleć. Zawsze mógłbym zrobić zrzutę na Czeczeńców, coby polecieli za ocean i zrobili porządek, jakby coś poszło nie tak. Ale szkoda mi czasu i kasy. Zamrożę skrzynkę szampana w to miejsce i poczekam. I nagram przed wyjazdem hiphopowy kawałek dla Pauli, bo mi chodzi po głowie. Wezmę paru twardzieli, poszczekają ze mną, plumknę w fortepian. Coś się musi dziać, bo to jest karnawał, przecież, nie?

Dobra. Zobaczy się.
Turla się w głowie pięknie. I ten fortepian plumka.

Patefon stop. Zmiana tematu.

TERAZ FILM MAĆKA.
Maciek Kozłowski nadesłał film wczoraj, jakby wyczuł, że sytuacja się zmieni i teraz (obok rabunku, który tu bezustannie uprawiam) potrzebna jest Paulinie otucha. Maciek to wyniuchał. On zna wszystkie fazy tego dramatu. Obejrzyjcie sobie ten filmik a ja wam później coś opowiem.



Trzy lata temu Maciek umierał.

Spotkałem go na premierze filmu Bogusia Lindy "Okna szeroko otwarte" (rak tam gra jedną z ról, skurwiel). Ledwo stał na nogach. Żółty jak ementaler. Opowiadał o chemii, którą właśnie przeszedł i która była koszmarem. Zapowiadał, że nigdy więcej się temu nie podda. Dwa słowa i ciężki oddech, dwa słowa i pięć sekund przerwy. Twarz wtedy mroczniejsza niż ementaler, jak pasztetowa. Nawet wtulona Agnieszka była przerażona. Słuchałem i patrzyłem. Wzrok zwyciężał. Głównie patrzyłem.

Potem, jakieś półtora roku temu, spotkaliśmy się w restauracji "Champions", nie jadł, bo już nic jeść nie mógł, jedynie opowiadał. O teatrze, filmie, patentach. Pił wyłącznie wodę bez gazu. Pomagał "Niewinnym Chłopcom" ogarnąć spektakl "Prawo McGoverna". Przez pół godziny był w znakomitej formie, nawijał kpiarsko i barwnie, a potem nagle zgasł. Odfrunął z sił. Wyglądał niby lepiej niż wtedy w Silver Screenie, ale nadal był to bibułkowy człowiek z nawoskowanego papieru. Patrzyłem na niego i czułem przerażenie. Trzaby było być idiotą, by nie obawiać się najgorszego.

Tak zabija żółtaczka typu C, wirusowe zapalenie wątroby. Złapane nie wiadomo gdzie, jakiś zastrzyk brudną igłą w szpitalu, cholera wie.

Dla pudli to była wtedy atrakcja, bo aktor choruje, źle wygląda, ojojo, da bóg, że jeszcze śmiertelnie, ulllala. Jest co robić. Więc burczeli nie wiedzieć po co, między opisywanymi na pierwszych stronach zdradami a sekowaniem na trzecich czyjejś urody. A dla nas to był przygnębos i czekanie na każdy kolejny sms. I gdy nadchodził - ulga.
Proste ruchy.
Tak to wygląda od tyłu, szmaciarze.

Potem Maciek zagrał w tasiemcu "39 i pół" iśmy czasem zerkali, czy w ostrej roli daje radę. I wreszcie kilka tygodni temu premiera "Generała Nila". Nie byłem, ale znajomi mówili, że tak przypierdolił, iż właściwie zamiótł ekran. "Życiowa rola Macieja Kozłowskiego" napisali mądrale w recenzjach, co im się zdarza również raz w życiu.

Pojechał. Wygrał.
Bierze jakieś niewidoczne ćwierć maleńkiej tabletki.

Tak to się kończy, gdy ktoś ma siłę woli.

Teraz Maciek to dynamit, pyta o scenariusze, chce dymić, fajerwerkuje bez przerwy.
Komentarz do polskiej telewizji: bezguścia kreują beztalencia. (Powinien dostać lakonicznego Nobla za to). Komentarz o pudlach: Kłamstwo jest zawsze kłamstwem i nigdy niczym innym nie będzie. Kiedy szmatławiec pokazuje zdjęcie jakiegoś domu i pisze, że to jest zdjęcie domu Kożuchowskiej, a ta otwiera oczy, bo to nie jest jej dom, w ogóle go na oczy nie widziała i w ogóle nie ma domu, a potem w "Maglu towarzyskim" Karolina wymachuje tą gazetą po ekranie i punktuje Kożuchowską, że to jest jej najbeznadziejniejszy z tanich lansów, to kto jest gorszy: szmatławiec czy magiel?
Yes sir.
Kłamstwo jest kłamstwem.
Yes sir.
Nie jest niekompetencją.
To plaga.

Yes sir.

Komentarz do teatru: potrzeba mocnego dramatu. Ludzie muszą poskręcać kiszki. Trzeba ich rozśmieszyć, zwieść a potem powalić na ziemię. Muszą długo dochodzić do siebie. W przeciwnym razie niech oglądają telewizję jak leci. Tam, jest płasko i równo.

Tak mówi człowiek, który przeżył, Paulino.
Dziś z tymi pięknymi (nigdy nie ciągnącymi góralskich wozów jebanych) końmi Wenecją i Gobi, psami Morusem, Pikerem, Miętą i Fedrą, i tymi kobietami cierpliwymi przez lata Agnieszką i Zosią (chyba trzymała komórkę) - wygrał.
Patrz na niego. Wygrał.
Słuchaj jak mówi. Wygrał.
Popatrz w kinie jak gra. Wygrał!
Posłuchaj jak się bawi. Wygrał.
Mogę tę litanię walić w każdym kościele dowolnej religii czy indiańskim tipi, bo to pochwała człowieka walecznego.


AMEN.

Za trzy miesiące z hakiem najedziemy cię wszyscy, Miss Pau, hehe, Maciek, Mateusz, Piasek, Jaca, Tatiana, Meller, wszyscy, nawet ja się zjawię cieńszy o dychę, i wiesz, taniec i tym podobne. Nie ma inaczej. Ale do tego czasu, do 19 sierpnia tutaj orka jak dotychczas. Nic się nie zmienia. Praca i wsparcie. Kasy nadal brakuje, szpital zgodził się na raty, wywołujemy więc ducha brakujących 60 tysięcy dolarów, niech się zjawi i zgubi worek z pieniędzmi na tym blogu.

Wszystkie konta podane.

Na koniec krótkie resume co do przyszłości:
Ruszą za chwilę Aukcje na Allegro i płatności Paypal. Na allegro unikalne obrazy, płyty (od Kazika rarytas), moja przepustka do sejmu z dnia, kiedy dla Pauliny zagrała orkiestra, kolejne zippo ze slawnymi podpisami, a i wy będziecie mogli coś wstawiać. Aukcja będzie oficjalna, charytatywna, więc będzie bez podatku, wszystko od razu na Fundację Świętego Mikołaja. Takie buty. (Kupilem se nowe buty by the way).
Drugie resume:
Szukam ludzi, którzy pomogą w imprezach. Jest do zoprganizowania akcja z Fotoplastikonem. Jest jam session w Mono Barze. Piszcie w komentach, co kto może zrobić. Zostawiajcie namiary. To porządny bloś. Do mnie mail jest guru@holdys.pl. Paula jest już out, może jedynie wpaść jako księżniczka pomachać nam ręką, nic więcej. Ma się pucować, picować, malować, stroić i pakować walizki. I łapać energię. Więc wzywam wolontariuszy, bo sam nie daję rady.

Tyle pisma świętego na dziś.

Jutro kolejne atrakcje.

Z.

Z okazji terminu idę dać parę kolejnych grosików na konto Pauli. Dorzucam je Fundacji Świętego Mikołaja. W indiańskiej intencji "Roslina potrzebna jest na ziemi" (Navajo). Jak macie wolne 5 złotych, to je wydłubcie z nosa i wrzućcie do worka. Przyda się. Teraz się przyda na pewno.

Dobra, jutro Ryszard Kalisz. Co wy na to?
Hehe.
:))

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

4 komentarze:

  1. A wiej wiórki gdzie?


    ...skorupiakowi poszły wpierdzielić.


    Viciu Fulik

    OdpowiedzUsuń
  2. zajebiaszczo miłe...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za odnotowanie tej blożyny u siebie, Obserwerze. masz potężną maszynę na wordpressie, widzę.
    Niestety, ja jestemamator i tylko stać mnie na toto tutaj (w sensie umiejętności).

    Mam nadzieję, że wystarcza.
    :)
    Pozdr.
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  4. skromnośc miarą jakości...i tak trzymać...Cel i jeszcze raz CEL - USWIĘCA WSZYSTKO! :)

    OdpowiedzUsuń