Przypominam, że jest to blog charytatywny, dedykowany dzielnej i pięknej Paulinie Pruskiej walczącej z nowotworem.


wtorek, 21 lipca 2009

Paulina, nie uwierzysz... Marilyn Monroe cię pozdrawia!!!

Kiedy Marilyn Monroe zadzwoniła do moich przyjaciół w Los Angeles - nie mogłem uwierzyć. Rozumiem, że Mateo Damięcki, że Tom Sekielski, że inne polskie gwiazdy dziennikarstwa czy polityki, ale... MARILYN?
SŁYNNA MARILYN MONROE?
TA MARILYN MONROE?!
W życiu.
Never.


I oto dwa dni temu dostałem cyneczkę, że mam siedzieć przy kompku i natychmiast zasysać filmidło. Po paru minutach je odpaliłem. Gdybym pił, to bym pomyślał, że jestem zdrowo narąbany. W sumie nic wielkiego, ale miałbym wyjaśnienie. Ale ja jestem trzeźwiutenki od 21 lat. Niczego nie jaram. Żaden demerol - nic a nic. Widzialem na TMZ apteczkę M.Jacksona - ani jeden drug mi niczego nie przypomina. Owszem, coś na wątrobę i coś na arytmię serca, ale żadnego napalmu, kręcenia, latania - nic.

No to luknijcie sami, ale uprzejmie sugeruję zapięcie pasów bezpieczeństwa!:
"Paulina, I wish you all the best! A big kiss from Hollywood!" - woła boska MM do naszej boskiej PP z Bulwaru Zachodzącego Słońca! Przetrzyjcie oczy i luknijcie jeszcze raz!

Ha!
Ha, ha!
No, może jest nieco hm... innej budowy niż przed laty, ale co tam.

Muszę Wam coś wyjaśnić: jestem z tego pokolenia, że kiedy któryś z nas miał zdjęcie Marilyn Monroe wycięte z gazety i złożone na cztery w kieszeni, to je celowo wyjmował i rozkładał na kolanie, żeby wkurwić resztę kolegów. Wtedy musiał bić się o nie do krwi. Ja miałem coś znacznie cenniejszego: lusterko okrągłe, które nosiłem z grzebieniem w tylnej kieszeni spodni i szpanersko się czasem czesałem na środku ulicy. I to lusterko z drugiej strony miało fotkę MM za szkłem. Samochody stawały i pół Mirowa mi tego zazdrościło.
Było podobne do tego:
Rzuciłem nim jak głupi tukan w milicjanta przed koncertem Rolling Stonesów w 1967 i już nigdy do mnie nie wróciło. (Ale na koncert wlazłem.)

Co znaczy okrzyk Marilyn dla Pauliny każdy może z grubsza wykumać, ale brzmi to mniej więcej tak:"Paulina, życzę ci wszystkiego najlepszego! Wielki całus z Hollywood!". Auć! Szkoda, że ta Marilyn nie pocałowała na koniec sprzętu operatora, moglibyśmy go dać na aukcję, poszedłby za dużą bańkę do rąk jakiegoś fetyszysty i operacja Pauli byłaby z głowy.

Dobra, słowo końcowe: Marilyn dla Pauli została sfilmowana aparacikiem fotograficznym o statusie maupki, przez Dawida, który jest starszym synem mojej żony i przez jego dziewczynę, Izę. On jest operatorem filmowym, ona aktorką. Szlifują umiejętności (i ulice) w Los Angeles. Dziękuję im pięknie za niezwykłą Marilyn!

Druga część filmu, z jeszcze piękniejszym zdarzeniem, za kilka dni.

To już chyba koniec.
No taaaa...
Procedurę znacie.
Ufam, że staracie się nam pomóc.
Pomóc Paulinie.
Brzęk, brzęk, potem bank i uśmiech satysfakcji, prawda?

* * *

Mała fotka na deser.











Dobrych snów i miłych poranków :)

Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

5 komentarzy:

  1. Paulina na pewno wyzdrowieje!!Pozdrawiam Panie Zbigniewie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Arkovianin... To ormiańskie imię? :)
    A może marynarz z Arki Noego?
    Członek zespołu Arka Noego?
    Kibic Arki Gdynia?
    Amerykanin z Arkansas?


    Hehe, pozdrawiam cię serdecznie.
    Naszą rolą jest zasuwać w sprawach, które zrealizować możemy - Pauliny rolą jest wyzdrowieć. Podział ról jest jasny.

    Z.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Zbigniewie, dajesz Pan czadu! :-)
    Jestem pełen uznania za to, co Pan robi dla Pauliny. 100kg dobrych uczynków. 2,1kg pewnie ważą kosmiczne buty :-)
    Marylin Monroe - olłejs bjutiful. Senk Ju veri macz, Marylin :-)
    "Brukowiec" - pierwsza klasa. Jedyny tabloid, do którego zaglądam i to z wielką przyjemnością. Paparazzi stracą robotę.
    Jeżeli trafię 6 w znaną grę liczbową, to odkupię zlicytowane kapelusze, więc może znów stanie się Pan ich właścicielem :-)
    Pozdrawiam

    PS
    Uznanie za walkę o obecność kultury w mediach i nazywanie rzeczy po imieniu. Ale to już inna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam już nowe buty do kolejnego ważenia. Haha! No jak je pokażę, to Wam spadną Wasze :)
    Filmiki dostaję co i rusz od znakomitości różnych. Ludzie są świetni. Pudle i tabloidy niszczą artystów - mówię to od dawna. Najwstrętniejszy gatunek mediów. Tu jest Antypudel, tu są ludzie z krwi i kości. Dobrzy ludzie.

    Zbliża się moment wstawienia kapelina jakiegoś, bo własnie Fundacja Mikołaja pertraktuje z Allegro co do szczegółów licytacji. Serce mi pęknie chyba wówczas, bo kocham swoje kapelusze bardzo.

    Chyba że zdarzy się cud, jaki się przytrafił podczas wielkiej akcji Boba Geldofa na rzecz głodujących w Etiopii w 1984, co to mi się teraz przypomniało.

    Otóż wyszła płyta (singiel) z piosenką "Do They Know It's Christmas", którą śpiewali Geldof, Sting, Bono i wielu innych (dopiero pod jej wpływem Jackson stworzył swoje słynne "We Are The World" z amerykańskimi gwiazdami). Płyta miała niezwykłą popularnośc i znikała ze sklepów w sekundę. Wtedy ludzie zaczęli kupować po kilka singli, płacąc za nie, ale brali tylko jeden i resztę zostawiali do ponownej sprzedaży. Na koniec, gdy już brakowało płyt niemal całkiem i w sklepie można było trafić pojedyńcze ostatnie egzemple, kupowali te ostatnie płyty, trzymali je w ręku przez chwilę i oddawali ponownie do sklepu, by sprzedano jeszcze raz innym ludziom.

    To się nazywa SPOŁECZEŃSTWO OBYWATELSKIE.

    Taki dziwny, nieznany właściwie w Polsce twór.

    Myślisz, że mój kapelusz mógłby tak powędrować?

    Pozdrówka, Jash :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Zbigniewie, zdarzają się i w naszym kraju licytacje z przechodnimi wygranymi, m.in. z płytami. Co prawda nie w takiej skali, jak w przypadku akcji Boba Geldofa, ale z tego samego powodu - ludzie z wielkimi serduchami są pod każdą szerokością geograficzną :-)
    Będzie dobrze!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń