Przypominam, że jest to blog charytatywny, dedykowany dzielnej i pięknej Paulinie Pruskiej walczącej z nowotworem.


środa, 12 sierpnia 2009

Halo, tu Londyn!




Godz. 16:50, sms od Pauli:
"Londyn.a to jambo ktory zawiezie nas do Bostonu."



Czyli zaczyna się skok przez Atlantyk.







Czyli przez takie coś.

Pokonałem to w życiu wiele razy. Niekiedy widać ocean z góry doskonale. Nadto lubię Jumbo, naprawdę jestem fanem tego dziada. Cholernie bezpieczna maszyna. A musicie wiedzieć, że strasznie boję się latać samolotem.

Blisko 40 lat temu leciałem po raz pierwszy Antonowem 24 i patrzyłem przez okno, jak podskakują na trzeszczącym skrzydle obluzowane nity. Kurwa, taki miałem debiut. W sekundę przeszła mi miłość do latania i szacun do kolegi Ikara, niech spierdala. Modliłem sie o przyjazną ziemię natychmiast, byle nie pionowo. Od tamtej pory latałem dziesiątki razy i albo musiałem pić straszne ilości alkoholu, albo musiałem się modlić do wszystkich bogów (jak już pić przestałem) i pewnie któryś z tych bogów był wlaściwy, skoro ani razu nie spadłem. Ale w Jumbo zawsze się czułem ciut lepiej, czyli jako tako za każdym razem.

Ok, Pau już dociera do jet streama. To jakieć 10-12 kilosów nad planetą.
Tak więc następny komunikatos od niej dotrze do Pulski o 2-3 w nocy. W sam raz. Mam zamiar dzisiaj pisać w nocy teatralne sztuczydło. Straszne sztuczydło. Noc jest niezbędna do pisania strasznych rzeczy. Nie może być tak, że opisujesz krwawe morderstwo, a pies ci obok merda ogonem, bo mu się lać chce.

* * *

Teraz jednak muszę opanować chaos.

Wracam do gitary, na której pitolę nowy kawałek. Całkiem całkiem.
Jest bowiem coś takiego, jak kolejność dziobania.

W moim życiu duchowym, poza wielką love do mojej żony i synalków, number one jest muzyka, gitara i brzdąkanie na niej. Narkotyk milion razy silniejszy niż wszystkie białe proszki z mąką razem wzięte.
Dopiero potem jest pisanie.
A blo?
Ten bloszek to jest relaks. Część mojej natury. Jakaś spłata długu zapewne, więc to nic wielkiego. Gdybym umiał operować ludzi - o, to byłoby coś.

Z.

BRZDĘK MI TU!
Za te wszystkie wyznania należy się datek dla mojej wspólniczki.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

2 komentarze:

  1. Mam pomysł na ostatnią scenę w krwawej sztuce.

    Na scenę wchodzi Viciu z mopem i szufelką.
    Zbiera walające się flaki i ściera krew z podłogi.
    Kurtyna.



    Viciu Toxic Avenger Fulik

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Zbigniewie,
    W Bostonie wybiła godzina 19.00.
    Według rozkładu - jumbo jet Pauli powinien był wylądować 30 minut temu :-)
    "Śmieciuchu", drżyj! Jesteś w JuEsEj!
    Dobrej Nocy życzę :-)

    OdpowiedzUsuń