Przypominam, że jest to blog charytatywny, dedykowany dzielnej i pięknej Paulinie Pruskiej walczącej z nowotworem.


czwartek, 20 sierpnia 2009

Nie ma zmiłuj jedziemy dalej.

Dostałem film od Saddama.

Scenariusz był bardziej rozbudowany, ale został skrócony przez senność. Gdybym wciągał mąkę, to bym zassał kreskę po przekątnej lusterka i w pół godzinki skręciłbym jakiegoś "Wiedźmina". Z rolami męskimi i damskimi. Nikt by nie pisnął. A tak - wylazłem z bunkra wprost na ekran i błyszczę smętnego strucla.

Dostałem też film od męskiego zdrajcy. Człowieka niewiernego. Kłamcy po całości mówiąc krótko.
Poznałem go jako szumowinę, która nie tylko pisze scenariusze filmowe i zgarnia za nie nagrody, ale też i żonę wyrwał piękną. Jest również podle utalentowanym gawędziarzem i obserwatorem. Idealny kompan dla mnie jako profesjonalnego lumpa. Że też ja nie piję... Ech...Cezary (Harasimowiczu), wielkie dzięki za filmik, boss! :)

Tym filmikiem zaczynamy drugi, chyba nieco spokojniejszy etap naszego dobrego samopoczucia. Pau będzie tu lukać co jaki czas z Bostonu, my jej będziemy pisać o tym, jak tu fajnie. Że Kaczyńscy zostali hetmanami, a ten bardziej samotny z nich wylosował 10 baniek długu w lotto. I o tym, że pod Pałacem Kultury wielki kret wyrył strasznie wielki korytarz i tam gromadzi dżdżownice, na których Pałac się ślizga. Oraz o tym, że do świateł ulicznych dołożyli kolor fioletowy, na którym wolno pełzać i krzyczeć, że się leci.

Jest 2:02.
Rozumu ani śladu.
Patrzę przed siebie na blat biurka, którego nie widać spod sterty papierów, nożyczek, płyt, lekarstw, komórek, cdr-ów, pendrajwów, szmatek do okularów, szklanek po zsiadłym mleku i kolorowych naklejek na klawiaturę.
Jako sprawny inaczej używam następującej klawiatury:









I to by było chyba wszystko all na dziś.










A, jeszcze to. Zdjęcie pewnej agentki.
W takich okularach chodziła 40 lat temu niejaka Julie Driscoll, niezwykła wokalistka, którą pamiętam z fotografii i płyt winylowych. Kiedy piszę, że była niezwykła, to mam na myśli jej zdjęcia właśnie i głos. Magia. Biegała niekiedy w takich cynglach na randki z Jimmym Pagem i Erikiem Claptonem, londyńskimi fagasami.

Dobra, nie będę się rozpisywał.

Kwadrans temu psu opowiedziałem bajkę o lesie z żeberek, z ulicami wyłożonymi salami, drzewach kabanosowych i serdelkowych oraz chałupce z pieczonego schabu. Zasnął od razu.

Czyli na dziś wystarczy.

Pozdrówka dla dzielnej Marty i równie dzielnego Michała, oboje w Bostonie. Dla nich pewien śliczny i spokojny Boston na dobranoc.

Z.

Kliknij tu i dowiedz się dlaczego ten blog powstał.
A potem wsyp parę grosików na to konto:
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007
Fundacja Świętego Mikołaja
ul. Przesmyckiego 40, 05-500 Piaseczno
Dopisek: "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej"

8 komentarzy:

  1. Panie Hołdys, Pan jest niesamowity :))))))
    Wspaniałe wiesci z Bostonu! Paula rzadzi, a nie ten złamas popaprany rak!

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniałe wieści, tańczymy przy dźwiękach "I'm shipping up to Boston" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym wariackim świecie, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem (nie żebym miała coś przeciwko wilkom;))to co Pan, Panie Zbyszku tu robi-brak słow-absulutnie, zdecydowanie.... może co poniektórym oczy sie sie szerzej otworzą, oby, oby...moc takich właśnie ludzi, ludzi dobrej woli, ktorzy mówią nie znieczulicy czyni cuuuuuda i jak tu w nie nie wierzyć?!! a teraz?teraz to juz chyba z górki...a przed Paulą dłuuuuga droga, droga życia....jest pięknie...

    Ściskam serdecznie (mogę?);) Karolina

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie! Jeszcze 40 z górą tysi $ ! Brzdęknijcie, jak Mistrz mówi! Tyle jeszcze musimy wspólnie zebrać, tyle jeszcze jest potrzebne, pomóżmy razem!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. ZH w tekście napisał, że:
    szklanek po zsiadłym mleku

    co sugeruje dwie rzeczy:
    1. ma dostęp do "wiejskiego" zsiadłego, uwentualnie sam kwasi (czyt. w zastępstwie krasnoludków sika do mleka)
    2. kulturalnie nie pija z plastikowego gwinta.

    Zbig, jako że zsiadłe mleko z ziemniakami to rarytas, ustosunkuj się, czy któraś z kwestii jest prawdziwa.
    A kiedyś, jak już będzie cisza i spokój, a pogoda pozwoli, to się spotkamy gdzieś w terenie, ja zabiorę żeliwny kociołek i do takiego zsiadłego upieczemy sobie pychotkę o nazwie pieczonki.
    Danie z moich rodzinnych stron. Kuuuuuźwa, pośliniłem się...

    Viciu The ŻeliwoMan Fulik

    OdpowiedzUsuń
  6. Viciu, fuckerze drogi, Gusia raz na dwa tygodnie przywozi nieco świeżych wiejskich produktów, jakieś śmietany, mleko krowie (a nie firmy Atlas czy Śnieżynka), sery i niekiedy wędliny o nieznanym w Polsce smaku (czyli prawdziwe).
    Mleko natychmiast ląduje na oknie w słońcu i po dwóch dniach umieszczam je w lodówce w specjalne gablocie szklanej kuloodpornej, ze złota tabliczką i szyfrowanym zamkiem, wszystko z napisem " Nektar Zbigniewa".

    Moje szczęście polega na tym, że mam w domu trzy łazienki z kiblami, więc zawsze do którejś zdążę, jak żołądek się zdezorientuje.

    Genialne.

    Rodzina próbuje mnie namówić na konsumpcję z ziemniakami, ale jak widze ich ociekające śliną ryje, to jestem gotów zaspawać lodówkę, byleby się nie podzielić.

    Jaskiniowa sytuacja.

    Teraz mów co to pieczonka.

    Z.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepis i opis mogę Ci dać na priwa, ale tak oficjalnie?
    Musi za to polecieć kaska na konto Pauliny. Inaczej być nie może.
    Deal?


    Viciu Żeliwny Fulik

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepis pieczonki wstawić na Allegro proszę!
    Zjedzmy za zdrowie Pau!

    OdpowiedzUsuń